środa, 21 października 2015

Utracone Szczęście 2

Wracam po króciutkiej przerwie z drugą częścią US. Jest krótka, nie wnosi nic ważnego do opowiadania oraz jest jak dla mnie trochę nudna... Wena sobie poszła w las, ale jak obiecałam tak dodaję. Oto Druga część  Utraconego Szczęścia. 

Utracone szczęście II

W pierwszy dzień w nowej szkole było ciężko. Nikt oprócz Aarona się do mnie nie odezwał. Nie wiedziałem czy się mnie bali czy co, jednak gdy rozdzielili nas, podczas usadzania chmary nastolatków w 2 autokarach ,musiałem się integrować. Poznałem kilu nowych znajomych, Zdziśka i Paulinę oraz kilku innych ludzi, których imion już nie pamiętam. Zdzisław pochodził z małej miejscowości niedaleko Nowogardu. Miał jasne, długie prawie do ramion włosy, niebieskie oczy i szeroki uśmiech. Ubierał się po swojemu czyli wkładał na siebie co mu wpadło w ręce, nie tak jak ja czy Paulina, którzy każdy ciuch dobieraliśmy z dbałością o najmniejsze szczegóły. Dziewczyna była trochę dziwna. Bardzo się przechwalała czego to ona nie osiągnęła w życiu oraz okazała się strasznym hipochondrykiem. Miała ciemnobrązowe loki, długie rzęsy i paznokcie oraz podobnie długi nos... hmm...przypadek? Paulina pochodziła z centrum miasta, więc tematy wsi nie bardzo ją obchodziły dlatego nie zaprzyjaźniła się zbytnio ze Zdziśkiem. Gdy dojechaliśmy na miejsce Aaron przedstawił mi wysokiego, dobrze zbudowanego Norberta o sennym wyrazie twarzy i przemiłego, przystojnego Kamila, którego ojciec zmieniał samochody jak skarpetki... Obecnie miał Mazdę 6.
Obóz integracyjny minął szybko, za szybko. Ledwie zdążyliśmy zamienić z nowymi znajomymi słowo, a już trzeba było wracać do tej nudnej szkoły. Na całe szczęście nie byłem sam. Miałem nowych super znajomych, z którymi czas zapierdzielał mi jak porsche po torze. Przestałem się martwić wszystkim co mnie otaczało, każdym najmniejszym problemem i szkołą do czasu pierwszego sprawdzianu...
- Ta menda mnie obleje zobaczysz!
- Oj nie przesadzaj tak. Dramatyzujesz.
- Łatwo Ci powiedzieć. Jesteś kujonem.
- Idziemy na kawę -oznajmił
- Po co? Nie lubię...
- No to polubisz !
- Eh... Wiktor!
No tak, Wiktor. Pełen życia i innych ekscesów koleś. Przy okazji mój bardzo dobry kumpel... Rudy, blady, o niebieskich oczach. Hehe Jeszcze gdyby do tego uwielbiał Irlandię... Jesteśmy sobie bardzo bliscy, więc kiedy pokłócę się z Aaronem mam szansę wypłakać się w mankiet Wiktora. Chłopak nie pojawił się na obozie zapoznawczym z powodu jakiś tam badań, ale mimo wszystko złapaliśmy bardzo dobry kontakt.
- Niedługo (10 września) twoje imieniny. Czemu nie obchodzisz ich jak wszyscy 28 lipca?-zapytałem Wiktora pijąc pyszną karmelową macchiato
- Bo imieniny powinno się obchodzić po urodzinach, a nie przed. Z racji tego, że urodziłem się 3 września imieniny obchodzę w najbliższym możliwym terminie. Rozumiesz?
- Nie bo to jest zupełnie bez sensu. Czemu nie można obchodzić imienin kiedy się chce?
- Bo nie.
- Wiesz, że to nie jest argument- zaśmiałem się
- Zmieńmy temat. Ok?
- Ok.
- Co z wycieczką? Możesz jechać?
-Kur...czę. Nie uwierzysz, ale zapomniałem.
-Raczej uwierzę -prychnął
-Mam nadzieję, że mi pozwolą...
***
-Wycieczka? Jaka wycieczka? Z twoimi ocenami?
-Ale mamoooooooo.- jęknąłem - To Paryż! Bardzo mi zależy. Aaron może jechać.
-No dobrze zastanowię się jeszcze, ale masz poprawić oceny! Natychmiast!
-Dzięki mamo, jesteś super-uściskałem ją mocno i popędziłem na piętro aby pogadać o tym z Aaronem i resztą. Gdy już namyśliłem się z chłopakami co dalej, zabrałem się za naukę. Wystarczyło, że otworzyłem zeszyt do matmy, a już mój entuzjazm opadł. Włączyłem laptopa, a na nim utwór ”This is the war”.

-O tak! To będzie wojna. Jeden z nas przegra. Ale nie będę to ja droga matematyko...

                                                                         Nammi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz