niedziela, 27 grudnia 2015

Nowy Świat- Rozdział 1 przeszłość

Siemaneczko :) Jak tam po Świętach? U mnie chwilowy przypływ weny, więc nowe opko !!!!!!! XD
Bez większych zastrzeżeń i takich tam. Opo nazywa się Nowy Świat i jest pisane z perspektywy dziewczyny.  Miłego czytania :)
___________________________________________________

Rozdział 1 - Przeszłość

Puściłam się pędem do kuchni i złapałam pierwszy lepszy nóż. Obróciłam się napięcie i wróciłam do salonu. Był tam. Stał tyłem. Nie zauważył mnie. Zakradłam się cicho i wbiłam mu nóż w szyję. Szybko go stamtąd wyciągnęłam i patrzyłam jak mój ojciec się wykrwawia. Zdążył jeszcze wypowiedzieć z bólem moje imię.
-Madlen...

Patrzyłam na to jak osuwał się na ziemię. Jak zamykają się jego powieki. Patrzyłam jak sztywnieje jego ciało. Jak jego dłonie zostawiają krwawe ślady na zimnych, nieskazitelnie białych kafelkach. Jak przestaje bić jego serce. Jak jego duch opuszcza ziemskie ciało i szybuje na niebieskie pastwiska. Opadłam na kolana i popatrzyłam na niego. Na spocone, jasne czoło bez żadnej zmarszczki, na nos, który po nim odziedziczyłam, na usta wykrzywione w grymasie bólu, na rozerwaną tętnicę, na zakrwawiony tors, na ręce rozbryzgujące krew na kafelkach, na nogi już zupełni bez życia. Spojrzałam na niego jeszcze raz i zrozumiałam co zrobiłam. Zamordowałam jedyną osobę na tym przeklętym świecie, która nie miała mnie gdzieś. W tak krótką chwilę zabrałam życie człowiekowi, który mi je dał. Nie ważne jak bardzo zły by był. Mimo wszystko był moim ojcem. Kiedyś był tym kochającym tatusiem, który przytulał, nagradzał i karał, a teraz... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Niby takie zwykłe, a jednak nie zwykłe. Poczułam ból w okolicach serca. Spojrzałam na tego nędznego człowieka jeszcze raz. Przeprosiłam wszystkich w duchu i podniosłam się z ziemi. Zabrałam nóż. Umyłam i odłożyłam na miejsce. Posprzątałam w domu, tak aby nikt nie znalazł dowodów na moją winę i wyszłam niby to spokojnym krokiem, ale tak naprawdę z mocno łomoczącym sercem i strachem w oczach. Wydawało mi się, że z każdego zakątka wyskoczy policja i będzie chciała mnie wtrącić do więzienia. Szybko zdążyłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Pieniądze ojca, trochę ubrań, wcześniej wyrobioną wizę i kartę do bankomatu. Jak przystało na wzorową córeczkę znałam hasła dostępu do wszystkich kont bankowych jakie założyli moi rodzice. Szybko znalazłam się na lotnisku i jeszcze tej samej nocy wyleciałam do Stanów...
                                                            Nammi 

środa, 23 grudnia 2015

Utracone Szczęście 9

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Smacznego Karpia, udanego Sylwestra i mocy prezentów pod choinką
                                            Życzy Nammi :D
Dzisiaj, dzień przed Wigilią dodaję ostatnią część US Mam nadzieję, że się wam spodoba i mnie nie zlinczujecie :) Tak jak ostatnio proszę o odp na kilka pytań (3)
1.Czy opowiadanie Wam się podoba i jaka jego część najbardziej?
2.Która postać przypadła wam najbardziej do gustu i dlaczego?
3.Której postaci nie lubicie i dlaczego?
 __________________________________________________________


UTRACONE SZCZĘŚCIE IX

Przeglądałem bezmyślnie francuskie kanały.
-Muzyka, głupoty, głupoty, muzyka, wiadomości...- zabrakło mi tchu - wiadomości... Jezus Maria Wiktor!- przed oczami pojawił mi się obraz płonącej galerii handlowej w Paryżu. Masa policji, kilkanaście ambulansów i on. Moje serce stanęło, aby po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą w strachu. Jego usmolona twarz i pokryte sińcami ciało nieruchomo leżało na zimnym asfalcie, a jakiś mężczyzna pochylał się nad nim robiąc RKO. Nagle przestał.
-Nie! Nie przerywaj! Co ty robisz?- krzyczałem. Podbiegli sanitariusze z defibrylatorem, Raz, Dwa, Trzy, strzał. Ciało Wiktora wyprężyło się pod wpływem wstrząsu elektrycznego
- Obudź się, obudź Wiktor! Wstawaj!- nic, żadnej reakcji. Sanitariusze zabrali sprzęt i odeszli. Dlaczego tylko to jego pokazywali. Czy nikt inny nie odniósł obrażeń? Mój francuski nie był, aż taki dobry, żeby zrozumieć wszystko co było napisane na szybko przewijającym się pasku- Atak terrorystyczny... 500 rannych, co dalej?- Nie wiem.
-Vicky!!!- zawyłem, a moje oczy stały się mokre. Do pokoju wpadła wychowawczyni. Niewiele myśląc wzięła mnie w objęcia. Ne chciała wyjaśnień. Po prostu... zobaczyła mnie płaczącego, chciała uspokoić, ale nie ja teraz byłem ważny. Tylko on...
-Pro...proszę pani...
-Tak Wojtku- odpowiedziała spokojnie
-Wiktor on... on chyba umarł...
-Co ty mówisz dziecko?- wskazałem drżącą dłonią na ekran telewizora. Kobieta wydała z siebie dziwny lekko stłumiony dźwięk, po czym złapała mnie za rękę i wybiegła z pokoju. Po drodze do wyjścia zabrała jeszcze wychowawcę 1A i ruszyliśmy.
                                                  ***
Gdy dotarliśmy na miejsce, ciągle trwało tam duże zamieszanie. Trudno było nam cokolwiek zobaczyć. Dzięki temu, że wychowawca Wiktora był francuzem Dostaliśmy się za barierki policji. Puściłem się biegiem aby do niego dotrzeć, a raczej tego co po nim zostało.
-Vicky!- przyłożyłem głowę do jego serca. Nie biło. -Dlaczego kurwa, twoje serce nie bije?- Przytuliłem go najmocniej jak mogłem cały czas nim potrząsając. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i trochę się uspokoiłem. Spojrzałem na Wiktora. Leżał. Całe jego ciało pokryte było zaschniętą krwią, siniakami i rozcięciami. Ręka wygięta była w nienaturalny sposób i sprawiała wrażenie jakby chłopak nie miał kości. Dotknąłem jego policzków. Były takie zimne, jak nigdy. Vicky stracił wszelkie kolory. W jego oczach kryła się pustka. Źrenice nie poruszały się. Nie mogłem na to patrzeć. Zamknąłem jego powieki i ucałowałem skroń. Była taka zimna jak całe jego ciało. Bez żadnych emocji... Bez oznak życia... Łzy napłynęły mi do oczu. Powoli zaczęły spływać po policzku kończąc swój bieg na martwej twarzy Wiktora. Dotarło do mnie jak blisko mnie była ta prawdziwa miłość. Jak blisko była ta jedyna osoba. Najpierw zwykły znajomy, kumpel, wreszcie przyjaciel... Choć wcześniej nie widziałem tego aby Wiktor przejawiał do mnie jakieś większe uczucia... to... to poczułem teraz... Wszystkie nasze wspólne chwile przeleciały mi przed oczami. Każdy najmniejszy ruch Vicky'ego. Każde jego słowo. Wszystko co nas dzieliło. Wszystko co łączyło. On... On zawsze przy mnie był gdy tego potrzebowałem... Choć znaliśmy się tak krótko to... to... Czy muszę tracić każdego mężczyznę w moim życiu? Dlaczego? Dlaczego doceniamy dopiero jak stracimy? Dlaczego?

Życie po śmierci Wiktora było bardzo ciężkie. Uśmiech całkiem zniknął z moich ust. Tym bardziej, że dowiedziałem się najgorszej rzeczy jaką w życiu słyszałem. Otóż Wiktor wcale nie spadł ze schodów, a nie nie potknął się na nich. Został napadnięty i pobity. Dlaczego? Bo mnie lubił. Nie wiem jak bardzo ale lubił i za to został pobity. Przez kogo? Ha! Przez samego Aarona. To już całkowicie przekreśliło naszą przyjaźń.
                                                    ***
-Wiktor był najlepszym chłopcem, uczniem, przyjacielem i synem jakiego mogłam sobie wymarzyć. Był moim jedynym synem... Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego jeden człowiek jest w stanie zabić tyle niewinnych ludzi bo tak mu się chce. To boli, bardzo boli...-załkała- Mój syn nauczył mnie tego co najważniejsze. Miłości i tego, że wiek nie jest miarą mądrości. Wiktor był taki mądry... przepraszam...

Tego dnia odbyło się jeszcze kilka pogrzebów osób, które zginęły tego samego dnia co Vicky. Ból był wielki i nieznośny. Pogrzeby są smutne, a zwłaszcza te z udziałem młodych, nikomu nic niewinnych osób... Tego dnia straciłem wszystko co miałem. Mojego jedynego, prawdziwego przyjaciela, Wiktora, Vicky'ego, który zostanie ze mną już na zawsze.


- Mam nadzieję, że będziesz mnie chronił tam z góry. Będzie mi cię tak cholernie brakować Vicky- powiedziałem do zamkniętego i opustoszałego już grobu.- Czekaj na mnie. W końcu kiedyś się zobaczymy...-odszedłem w czarną noc. Po chwili dało się słyszeć złowrogi pisk opon i krzyk jakiejś kobiety- ...nie myślałem, że będzie to tak szybko...

                                                                                 Nammi

sobota, 19 grudnia 2015

Utracone szczęście 8

Siemanko :) Zapraszam was wszystkich w niesamowitą podróż po US8. Nie będę więcej pisać bo chce mi się spać. Także miłego czytania i dobranoc :D
_____________________________________________________

    UTRACONE SZCZĘŚCIE VIII
Zima biegła niebłaganie szybko. Święta, święta i po świętach jak wszyscy mówią. Sylwester i Nowy Rok w grobowym nastroju, bo mama złamała nogę. Początki szkoły po wolnym jak zwykle ciężkie, a jeszcze na głowie miałem opiekę nad małym biało-rudo-brązowym puszystym kociakiem, którego na „spółkę” dostałem z Jowitą. Oczywiście to ja byłem od karmienia i sprzątania, a ona od zabawy, ale... Młodszy jak zwykle ma łatwiej. Śniegu ubywało z dnia na dzień, Styczeń dopiero co się rozpoczął, a mroźny Luty już powoli chciał nas zaszczycić swoją obecnością...

-Cześć Wojtek- spojrzałem na niego i aż nie chciało mi się wierzyć. Przylazł do mnie Aaron. Z własnej nieprzymuszonej woli ruszył swoją dupę do i wybrał się pod mój numer.- Przyszedłem, żeby... no... pamiętasz, co powiedziałeś mi przed Świętami?
-Tak...

(~...)
Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, bojówki w bardzo jasne, piaszczyste moro i Czarno-czerwone buty marki Nike Jordan. Na bujnej, kasztanowej czuprynie założony był snapback w kolorach butów. Jego silne kości policzkowe nadawały ustom zmysłowego charakteru. Miodowe oczy okolone kaskadą rzęs spoglądały na mnie z wyższością. Popatrzyłem na jego brwi. Ciemne, wyraziste... nawet nie wiem kiedy zrobił tam sobie kolczyka. Wyglądał jak zwykle zjawiskowo, ale to nie do niego biegło moje ciało. Chciałem go zręcznie wyminąć, lecz złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Co do cholery jasnej?
-Zaczekaj!-krzyknął na powitanie
-Niby po co?
-Powiedz mi czemu traktujesz mnie jak powietrze?
-Ja? Czy ty człowieku masz coś pod tą plastikową czupryną? Wszyscy! Wszyscy tylko nie ty zauważają tą jak bardzo mnie ranisz swoją obojętnością. Jeżeli to zemsta za nasze początki z gimnazjum to sory. Nie jestem już tym samym człowiekiem. Wszystkie twoje słowa ranią mnie tak bardzo. Traktuję cię jak powietrze żeby nie prowadzić z tobą żadnych rozmów bo jak już wiesz twoje słowa cholernie mnie ranią. Chciałbym żebyś zobaczył też moje potrzeby, a nie tylko ty i ty. Spadaj
-Ja... nie wiedziałem...Przepraszam
-Przepraszam? O kuźwa! Tego z twoich ust się nie spodziewałem. Przecież ty nie przepraszasz -wysyczałem przez zęby i odszedłem w głąb osiedla gdzie czekał już na mnie Kamil z Wiktorem.
(...~)

-Chciałem cię jeszcze raz za to przeprosić. Teraz zrozumiałem że naprawdę byłem dla ciebie zbyt oschły, a ty... my... przyjaźnimy się przecież...
-Dorota cię znowu rzuciła?
-Skąd ty to..
-Daruj sobie i wypad z mojego domu.
-Ale...
-Nie słyszałeś? Wypierdalaj! Won!
Tym przyjemnym akcentem zakończyłem kolejny dzień. Do Francji już tak niewiele...

***

Styczeń już był na wykończeniu. Ferie właśnie się zaczęły, a w drzwiach stała już skrupulatnie spakowana moja „walizka”. Była to dosyć duża, czarna torba podróżna na ramię ,wypełniona po same brzegi. Ubraniami? Nie... jedzeniem. Duuużą ilością jedzenia. Przecież jadę na tydzień do żabojadów, muszę się czymś odżywiać...
Wyruszyliśmy wczesnym wieczorem, aby jeszcze przed nocą kolejnego dnia być w mieście miłości. Podroż dłużyła mi się nieeeeeeeemiiiiiłooooosiiiierniiiiieeee. Było tak fatalnie nudno. Wszyscy spali, a ja nie miałem co robić... Czytanie odpadało, bo za ciemno. Internet nie bo już byliśmy w Niemczech. Gra w karty... wszyscy spali. Rozmowa... wszyscy spali. Została mi tylko muzyka. Po chwili i ja usnąłem. Przebudziłem się koło dziewiątej co na szkolnej wycieczce jest chyba nie możliwe... Wokół mnie panowała już ogólna wrzawa, bo rozbudzone dziewczyny koniecznie potrzebowały do toalety. Zatrzymaliśmy się, a one biegły jak po świeże bułeczki. Po pół godzinie mogliśmy jechać dalej.

Obrzeża Paryża już mi się podobały, a to dopiero przedsmak tego wszystkiego. Zatrzymaliśmy się w hotelu, który nie był jednym z tych pięcio gwiazdkowych, ale nie oszukujmy się czego można się spodziewać po takiej cenie. Chociaż mieliśmy telewizory w pokojach. Dostałem dwuosobowy pokój razem z... Wiktorem. Jak się cieszę, że nie był to Aaron. Rozgościliśmy się i po zjedzeniu kolacji oraz omówieniu planu wycieczki wróciliśmy do „apartamentów”
-Idę się przejść- oznajmił mi Wiktor naciskając na klamkę od drzwi
-Iść z tobą?
-Nie. Chcę trochę pobyć sam- uśmiechnął się i wyszedł. Od jakiegoś czasu Vicky był jakiś nie swój. Smutek wciąż mu towarzyszył, a mnie zjadała od środka ciekawość.
Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać książkę. Jednak byłem tak zmęczony, że zasnąłem. Obudziłem się po jakiejś godzinie czy coś koło tego. Wiktora wciąż nie było, więc postanowiłem wypróbować telewizor.
Przeglądałem bezmyślnie francuskie kanały.
-Muzyka, głupoty, głupoty, muzyka, wiadomości...- zabrakło mi tchu- wiadomości... Jezus Maria Wiktor!

                                                                            Nammi

piątek, 11 grudnia 2015

Utracone Szczęście 7

Sieeeeeemaneczko. Co tam słychać? Święta coraz bliżej. (=*w*=) Nammi się cieszy :D
Chciałabym się wyrobić do Wigilii ze wszystkimi częściami US i najwyżej wrzucić jakiś dodatkowy ekstra rozdział w Święta dlatego od następnej notki czas będzie pędził jak pendolino :P. Póki co to na tyle. Do czytania!!! XD

______________________________________________________

                                                     Utracone Szczęście VII

-Wojtek! Wojtek!- odwróciłem się aby zobaczyć biegnącego w moją stronę Kamila.- Vicky.
-Co Vicky?
-On...-wysapał-... znowu został... pobity.
-Jak to znowu?
-Chodź no już. Później ci wyjaśnię.
        Odwróciliśmy się i pobiegliśmy w stronę w którą wskazywał Kamil. Biegliśmy i biegliśmy, co zaczęło robić się trochę dziwne. Zaczynało już zmierzchać, więc cały krajobraz spowity był szarą mgłą. Przemierzaliśmy wąskie uliczki i szerokie szosy. Po pewnym czasie zauważyłem, że biegniemy w stronę domu Wiktora. Zatrzymałem się aby zaczerpnąć trochę tego nocnego powietrza. Kamil zrobił to samo zatrzymując się w półmroku.
-Co jest? Hmm?
-Czemu nie mogliśmy pojechać tramwajem- spojrzałem na niego z wyrzutem.
-A to...- podrapał się po głowie z zakłopotaniem- w sumie to nie wiem taki byłem zdenerwowany, że nawet o tym nie pomyślałem. Możemy już?- skinąłem głową i ruszyliśmy dalej.
       Coś nie podobało mi się w zachowaniu Kamila, ale nie chciałem roztrząsać już tego tematu dlatego pokornie biegłem za nim. Gdy dotarliśmy już pod klatkę Wiktora to ja objąłem „prowadzenie” i wbiegłem do klatki przed Kamilem, który uśmiechał się zdradziecko i wysyłał jakieś nieznane mi znaki w górę. Zignorowałem to i pobiegłem po schodach wpadając w drzwiach na Wiktora, który wyglądał... normalnie. Nie miał żądnych siniaków zadrapań ani złamań. Nie było widać po nim żadnego zmęczenia jedynie zdziwienie.
-Co się stało? Biegłeś?
-On-odwróciłem się żeby wskazać na wspinającego się powoli Kamila- powiedział, że coś ci się stało i kazał mi biec.
-Hmm- zamyślił się- nie przypominam sobie abym dzisiaj w ogóle wychodził z domu... Nic mi nie jest.
-Co?- spojrzałem na Vicky'ego, a potem na Kamila. Po chwili zza drzwi wyłoniła się uśmiechnięta twarz Zdziśka i innych chłopaków pokrzykujących coś w tle.- O co tu chodzi?- musiałem wyglądać zabawnie.
       Kamil zaczął się śmiać wyjaśniając coś Wiktorowi, po czym również i on zaczął rechotać. Gdy już spiskowcy się ogarnęli Vicky wpuścił nas do domu. Mieszkanie było pięknie przystrojone różnymi zielonymi gałązkami i kolorowymi światełkami. Nie lubiłem zbytnio przedwczesnego ubierania domów na święta. Sam ozdabiałem domostwo dopiero w Wigilię. W dużym pokoju do którego poprowadził nas chłopak stała wielka, zielona, żywa choinka ubrana w srebrne łańcuchy i... pluszaki
-Pluszaki?
-Tak. W Święta będzie u nas Franek i nie chcemy żeby się pokaleczył jakąś spadającą bombką.
-Rozumiem... A Franek to...
-A faktycznie. Franek to mój chrześniak. Mamo!
-Tak – jak na zawołanie... pojawiła się przy nas matka Vicky'ego.
-Franek śpi?
-Nie właśnie się obudził.
-Świetnie
Wiktor wstał i ruszył do pokoju, w którym ostatnio leżał ze złamaną nogą. Pokrzątał się tam chwilę po czym wrócił do nas z małym chłopczykiem na rękach.
-To jest właśnie Franek.- powiedział i uśmiechnął się do chrześniaka.
-uroczy
-słodki
-jaki mały
-Koniec już- przerwał Kamil- jest mały słodki i uroczy jak każdy dzieciak. Weź go już zabierz Vicky i zabierajmy się za granie. W końcu po to tu jesteśmy.
        W ten oto sposób dowiedziałem, po co zostałem tu zaciągnięty tym nieludzkim sposobem. Zabawa była przednia... Każdy z każdym choć raz dokonywał wyścigu. Tak... graliśmy w kultową grę need for speed. Na prawdę niezła gra, grafika też nie najgorsza, a auta satysfakcjonujące. Było naprawdę miło, ale mi coś wciąż leżało na sercu. Nie umiałem poukładać sobie tego co się stało ostatnimi czasy...

Vicky
Sebastian
Ojciec
Aaron
Olga

        Przez każdego z nich nie mogłem spać. Każda z tych osób zajmowała jakiś zakamarek mojego serca i powodowała zróżnicowane emocje od miłości przez strach do nienawiści...                                                                                                                                                                                                                                                    Nammi

sobota, 28 listopada 2015

Utracone Szczęście 6

Cześć. Siemanko. Kolejna część US dzisiaj. Chciałabym ją zadedykować specjalnie dla Victorii z Czytelniczych myśli, która bardzo mnie wspiera w coraz lepszym pisaniu i każe mi wymagać od siebie więcej i więcej. Także ten post jest Victoria specjalnie dla Ciebie. To, że notka pojawia się dzisiaj jest równoznaczne z tym, że nie pojawi się ona we wtorek. To wszystko słowem wstępu. Miłego czytanka :D

_______________________________________________________________________

                       Utracone Szczęście VI

Nareszcie nadeszła zima. Wcale nie dlatego, że w kalendarzu był już 22 grudnia, ani nie dlatego że pojawiły się czekoladowe mikołaje i kalendarze adwentowe, tylko dlatego, że spadł śnieg. Wiktor od samego rana w szkole, narzekał: że zimno, że mokro, że zima, że śnieg. Po prostu nie mógł zdzierżyć tego, że będzie już tylko i wyłącznie zimniej. W końcu, gdy dał upust emocjom poszedł do swojej klasy na lekcje, a ja zostałem w towarzystwie uśmiechniętego Zdziśka, żyjącego w swoim świecie Norberta i Aarona, który oczywiście spoglądał w inną stronę. Obrałem właśnie jego za cel. Spojrzałem na buty, poprawiłem koszulkę i zmierzwiłem włosy.
-Aaron. Mam sprawę.- powiedziałem pewnie.
-Siema. No co chcesz?
-Pogadać?
-O czym?
-Jak to o czym? - zdziwiłem się- Unikasz mnie od sam nie wiem już kiedy. Co się z tobą do cholery dzieje? Nie gadasz ze mną, nie przychodzisz, nie wykazujesz żadnych, powtarzam żadnych emocji wobec mnie. Wolałbym żebyś się na mnie wściekł, wydarł czy nawet, och nie ważne, ale na pewno nie chcę takiej obojętności z twojej strony. Rozumiesz? Wkurwia mnie to niemiłosiernie.
-Skończyłeś?
-Tak.
-To świetnie- burknął i odwrócił się
-O nie nie będziesz mi się odwracał!- krzyknąłem i obróciłem do siebie. Zobaczyłem w jego oczach wściekłość. Chciałby mi przypierniczyć, aż bym gwiazdy zobaczył, ale powstrzymywał się.- Czemu? Powiedz mi czemu się ode mnie odwracasz?
-Nie wiesz? To trudno. Jeszcze nie czas ci to wiedzieć. Dowiesz się kiedy ja będę tego chciał.- wyrwał się z mojego ucisku i odszedł w dalszą część korytarza.
Nie wiem jak długo stałem tak oszołomiony dopóki Zdzisiek mnie nie „ocucił”. Musieliśmy wyglądać z Aaronem co najmniej żałośnie. Jak jakieś stare małżeństwo, a przecież my nigdy nawet nie byliśmy parą.

Siedziałem na lekcjach jakiś taki dziwny. Mało co z nich rozumiałem, a na mojej ulubionej biologi miałem ochotę wyjść z klasy, co też zrobiłem. Po czym udałem się na dwór mając nadzieję, że śnieg, który tak lubiłem przyniesie mi chociaż trochę radości. Jednak zdało się to na nic, bo wkurzył mnie jeszcze bardziej. Był taki zimny jak Aaron. Czemu on był taki zimny?
-Kurwa!- warknąłem i kopnąłem pierwszy lepszy śmietnik po drodze. Postanowiłem nie wracać na biologię i iść powoli do domu dokąd dam radę. Dalej znajdę sobie jakiś autobus. Szedłem spokojnie przez park przy szkole. Podziwiałem zaśnieżone dachy i szczelnie poutykane okna, nawet te poprzez, które spoglądały plotkary w staaarszym wieku. Całe otoczenie spowite białym, puchatym pyłkiem było lekiem na moje skołatane nerwy i bolące, powiedzmy sobie szczerze, serce. Żałość wezbrała we mnie i nie chciała mnie opuścić, aż dotarłem do „pięknego” skrzyżowania w centrum. Popatrzyłem przed siebie i zauważyłem pewne zjawisko. Trzy kościoły obok siebie. Żaden z nich nie górował nad resztą pod względem wysokości, wielkości czy piękna. Wszystkie trzy były tak samo skromne i tak samo doskonałe. Przed jednym z nich zebrał się mały tłumek młodych ludzi. Pewnie studentów. Tylko co oni robili przy kościele. Nie zastanawiając się dlaczego poszedłem w stronę właśnie tej świątyni. Ostrożnie wszedłem po schodach. Powoli kierowałem się w stronę wielkich mosiężnych drzwi. Powoli, aby móc jeszcze zawrócić. Dotknąłem klamki i przeszedł mnie dreszcz strachu. Mimo wszystko pchnąłem wrota i wszedłem do środka. Było zimno, nawet bardzo. Ludzie w środku ubrani byli w grube płaszcze, szaliki i czapki. Mieli na rękach grube rękawiczki, a mimo to klęczeli w zimnych drewnianych ławkach. Sam postanowiłem udać się w jakiś odległy zakątek kościoła i tam pokontemplować. Sama świątynia zbudowana była z grubych murów umalowanych w jakieś fantazyjne wzory uzupełnione gdzieniegdzie pulchnymi aniołkami. Duży ołtarz był ode mnie dosyć daleko, jednak nawet z takiej odległości potrafiłem ocenić go na bardzo wystawny i kosztowny. Pierwsze wrażenie odnośnie kościoła, to, że jest ubogi w takie ornamenty i w ogóle prysł jak bańka mydlana. W końcu zasiadłem w swoim wymarzonym miejscu i spróbowałem zwrócić się do Boga. Szło mi naprawdę opornie, bo nigdy tego nie robiłem. Nie chodziłem też do szkoły na religię bo nie chciałem. Mama była niegdyś bardzo wierząca, ale kiedy poznała ojca stała się zupełnie inną osobą. Pomyślałem o niej i zrobiło mi się smutno bardzo smutno. Z oczu oczywiście popłynęły mi łzy. Zamknąłem powieki i starałem się nie myśleć o tym jak ten potwór ją zmienił, a następnie porzucił. Odkąd powiedziałem Wiktorowi o moim ojcu coraz częściej o nim myślałem. Był nawet moją nocną zmorą. Nie przestawałem płakać. 

Po jakimś czasie podeszła do mnie dziewczyna. Zdawało mi się, że widziałem ją w tłumie studentów, ale jak na moje oko to wyglądała zbyt młodo. Położyła mi rękę na ramieniu prosząc abym nie siedział sam, tu w kącie tylko dołączył do jej grupy. Lekko skrępowany skinąłem głową i ocierając oczy ruszyłem za nią. Szliśmy po krętych schodach, aż dotarliśmy na balkon gdzie stały przepiękne organy. Dziewczyna wskazała mi krzesło, a sama usiadła obok. Młodzi ludzie pomodlili się, a następnie jeden z mężczyzn wstał i ogłosił rozpoczęcie jakiegoś spotkania. Był bardzo wysoki i dobrze ubrany. No szczupłym nosie widniały czarne prawie że prostokątne okulary, a broda okryta kilkudniowym, zadbanym zarostem. Zatrząsł połami czarnego jak kruk płaszcza i usiadł naprzeciwko mnie. Zgromadzeni najpierw dyskutowali o Bogu i jego znaczeniu, w jak się domyśliłem ostatniej, niedzielnej ewangelii. Potem zgrabnie przeszli do śpiewu. Nawet ja dostałem kartkę ze pieśniami, ale zważywszy na to iż nigdy wcześniej nie byłem w kościele to nie znałem żadnej z wymienionych na kawałku papieru. Kiedy skończyli, pomodlili się znów, a mężczyzna, który wstał na początku ogłosił oficjalny koniec spotkania. Grupka rozeszła się na wszystkie strony śmiejąc się i dyskutując o tym co tu dziś przeżyli. Ja nadal siedziałem na miejscu, które wyznaczyła mi dziewczyna.
-I jak? Lepiej było w grupie, czy tam samemu na dole.
-Ymy -odchrząknąłem wyrwany z własnych myśli- no chyba tutaj, sam nie wiem.
-Ach- westchnęła- Jestem Olga. A tu masz numer do Sebastiana. To ten wysoki co rozpoczynał i kończył nasze spotkanie. Jesteśmy grupą oazową, a Sebastian jest z nas najstarszy i jest takim jakby przewodniczącym.- chłopak podszedł do nas i objął Olgę gdy ta dawała mi karteczkę. - Przyjdź. Jak w ogóle masz na imię?
-Wojtek.

-Bardzo ładne imię. Musimy już zmykać mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.- uśmiechnęła się i poklepała mnie po plecach. 

Poczułem bardzo dużą chęć wrócenia do domu jak najszybciej i przytulenia się do mamy. Tak wiem to mega dziecinne, ale tak chyba podziałał na mnie ten cały kościół. No cóż zrobić? Podniosłem się z krzesła i ruszyłem do domu brnąc po zaśnieżonych ulicach Szczecina.

                                                                                Nammi

sobota, 21 listopada 2015

Utracone Szczęście 5

Cześć i czołem :D. Dzisiaj nowa notka Us :) To takie niesamowite, że Nammi wyrabia się z terminami *.*
                                                                                                           


         Utracone Szczęście V

Chłopak siedział na łóżku.
Spojrzał na mnie pewnie i odchrząknął
-Cześć Wojtku.
-Wiktor!- podszedłem do niego i ukucnąłem przy łóżku.- co jest?
-A niiic... takie tam...
-Wiktor! Mów.
-No dobra dobra. Potknąłem się na schodach jak wracałem od ciebie. Mówiłem przecież, że nic.
-Ta, dlatego nie poszedłeś do szkoły. Coś kręcisz. Znam cię.
-Serio musisz wszystko wiedzieć?- pokiwałem gorliwie głową, a chłopak artystycznie westchnął- Dobra, niech ci będzie.- Szybkim ruchem odkrył kołdrę leżącą na jego nogach. Ukazał mi się biały, błyszczący gips.
-Wiik?
-Zadowolony?
-Co ci się kur...- spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym mniej więcej: powiesz to i możesz się więcej nie pokazywać w tym domu-...czę stało?
-Jeeju... ile razy mam powtarzać? Potknąłem się na schodach i tyle. Co z twoją matmą- Chłopak skrzętnie zmienił temat.
-Dobrze. Vicky, byłeś w szpitalu nie?
-O tak nareszcie się udało- ucieszył się chyba- i na sali operacyjnej, a składał mi nogę chirurg. Można by powiedzieć, że miałem wreszcie operację- uśmiechnął się szeroko, na co ja skinąłem głową i również zacząłem się uśmiechać. Jego entuzjazm udzielał się nawet mi. Ostatnio uśmiechałem się coraz więcej. Przestałem być już tym bezuczuciowym, zimnym gburem, którego nic nie obchodzi. Zmieniłem swoje życie o 180○. On je zmienił...
                                             ***
Vicky nie chodził do szkoły. Było nudno. Aaron ciągle unikał mojej obecności, jakby się czegoś wstydził... Dni uciekały, a za dniami tygodnie, miesiące. Nauka spędzała mi sen z powiek, ale opłaciło się matma zdana na czwórę. Wiktor naprawdę napracował się ze mną, było mi aż wstyd, że nic ode mnie nie dostał w zamian. Niby przyjaźni się nie wycenia, ale i tak było mi głupio. Coś trzeba zorganizować... Tylko co?
                                              ***
-Mogę już patrzeć?
-Nie Wiktor. Nie możesz.
-Ale ja nic nie widzę...
-Tak ma być- zaśmiałem się.-Dobra... jeszcze kilka kroków. Już jesteśmy. Możesz otworzyć oczy-uśmiechnąłem się.
-Wow- jedyne słowa jakie dał radę wymówić po tym co zobaczył. Staliśmy na starym żelaznym moście kilka metrów od ruchliwej ulicy. Mimo, że centrum miasta i w ogóle, to w tym miejscu było tak nastrojowo, że można było odpłynąć do krainy fantazji. Budynki zbudowane przy samym brzegu rzeki wyglądały jak wyłaniająca się z dna zaginiona Atlantyda. Czerwona, uszkodzona cegła nadawała temu miejscu nuty jakby filmu opisującego wygląd miast po II WŚ, tylko jakby w kolorze. Po drugiej stronie brzegu rosły dorodne krzaki i drzewa już o tej porze roku ususzone i bezlistne. Całego uroku dodawał zachód słońca rozpływający się na niebie i odbijający w wodach rzeki oraz majestatycznie rozbryzgująca wodę barka na Odrze. Wiktor stał jak zaczarowany, a ja zaraz obok, do czasu gdy usłyszeliśmy chrząknięcie za naszymi plecami. Obaj podskoczyliśmy i ostrożnie odwróciliśmy się do osoby, która zakłóciła nas spokój. Był to starszy, posiwiały mężczyzna niskiego wzrostu. Na głowie miał czapkę z daszkiem i ubrany był w jasnozieloną odblaskową kamizelkę z napisem dozorca. Dziadek popatrzył na nas z dziwnym uśmiechem i zapytał.
-Wiecie, która godzina? O tej porze możecie spotkać nieprzyjemnych ludzi.- spojrzałem na Wiktora, a on na mnie. Skinęliśmy sobie głowami. Gdy ruszyliśmy szybkim biegiem w stronę ulicy, staruszek wyciągnął zza pleców łopatę i zaczął nas z nią gonić. Przyspieszyliśmy z Wiktorem biegu i wpadliśmy prosto do tramwaju, który stał akurat na przystanku. Wewnątrz było ciepło i musieliśmy uspokoić oddechy. Gdy już nam się udało spojrzeliśmy znów po sobie i zaczęliśmy się śmiać zajmując siedzenia w tramwaju.
-Piękne miejsce- Wiktor wreszcie przełamał ciszę, która między nami powstała po tym jak skończyliśmy się śmiać.- Kiedy je znalazłeś?
-Jak byłem dzieckiem to często przychodziłem tu z tatą. On szedł na dworzec, a mnie zostawiał na ławce przy tym mostku.- Wiktor otworzył buzię, aby coś powiedzieć, ale ja mu przerwałem- Zanim zaczniesz go oceniać musisz wiedzieć, że był dla mnie dobrym ojcem, a to traktował jako swoisty trening samodzielności. Nigdy nie dowiedziałem się co robił na dworcu i pewnie nigdy się tego nie dowiem.
-Czemu mówisz o ojcu w czasie przeszłym?
-Ech- westchnąłem- bo on jest tylko przeszłością. Nie jest już tym samym człowiekiem. Ten, którego ci opisałem został w przeszłości i moim sercu, a ten, który żyje obecnie jest dla mnie nikim i lepiej by chyba było gdyby zdechł...- mruknąłem cicho, ale Wiktor i tak pewnie usłyszał.
-Nie mów tak. To nadal twój ojciec.
-Wcale nie! Wolał innych. Nie chciał już mnie i mamy. A Jowita? Tak się zarzekali, że chociaż dla niej rodzina będzie cała. Nie chcę patrzeć na tego psa. Nigdy więcej. Nie chcę zepsuć sobie jego obrazu za czasów, kiedy go szanowałem. -Łzy jak zwykle same zdecydowały się wypłynąć z oka bez mojej zgody. Nie chciałem okazywać emocji, ale one odżyły. Każdy najmniejszy szczegół jego odejścia. Bolało jak jasna cholera. Najgorszy ból jaki człowiek może zadać człowiekowi to właśnie zdrada. Poczułem ciepłe dłonie na policzkach, a następnie ręce wciskające się za mnie i mocno obejmujące moje skołatane nerwami ciało. Wiktor przytulił mnie mocno szepcząc:
-Przepraszam, nie wiedziałem...
Jak dobrze, że Vicky tu był. Jak dobrze.

                                                                             Nammi


środa, 11 listopada 2015

Utracone Szczęście 4

           Siemka. Na wstępie przepraszam, że znowu tak późno, ale miałam dzisiaj małe zawirowanie i trochę nie mogłam się dobrać do komputera... Ale na szczęście na chwilę obecną wszystko opanowane. i można wstawiać 4 część US. :)
_______________________________________________-

                                      Utracone Szczęście IV
Siedziałem w sali cały zdenerwowany. Wirowało mi w głowie niemiłosiernie i skręcało mnie w brzuchu. Czekałem w zniecierpliwieniu na kartkę. Już wszyscy siedzieliśmy osobno, więc nie było na co czekać. Stłumione głosy kłótni nauczycielki z uczniem z przedniej ławki docierały do mnie mimowolnie. Rozglądałem się po całej klasie, aż moje spojrzenie padło na ścianę. Wisiał tam mały obrazek w metalowej ramce. Spoglądał na mnie z niego starzec z aureolą nad głową ze wskazującym palcem wysuniętym do przodu. Jego twarz przejawiała opiekuńczość i troskę. Pod spodem widniał napis „BÓG W CIEBIE WIERZY'' Uśmiechnąłem się sam do siebie i pomyślałem
-Dobrze, że chociaż Ty we mnie wierzysz- i rozpocząłem sprawdzian.
                                    ***
Ta godzina była dla mnie największą męczarnią w życiu. Wypociłem z siebie chyba cale zapasy wody. Mimo wszystko czułem się nieźle. Mam nadzieję, że zdam i będę mógł odwiedzić Paryż... szkoda tylko, że sam skoro to miasto zakochanych...
-Aaron-podbiegłem do niego- Aaron. Jak ci poszło?
-Spoko nawet, ale piątki nie będzie- uśmiechnął się tym swoim zwalającym z nóg białym uśmiechem. Od paru lat nosi aparat ortodontyczny, który sprawi, że jego zęby będą idealnie proste. Będą pasować do idealnej całości mojego przyjaciela. Kształtny nos, pełne usta, lekko pulchne policzki, małe czoło, miękkie lśniące włosy i lekko umięśniona budowa.- Znalazłeś już Wiktora?
Cholera, chyba złapał mnie na tym, że mu się przypatrywałem.
-Nie, a ty? Chciałbym mu podziękować za te korki wczoraj.
-Czaje, ale nie nie widziałem go zapytaj może Kamila. On też jest w matematycznej.
-O dzięki. To... pa.
Odszedłem trochę spochmurniały. Znowu mam wrażenie, że Aaron ma na mnie wyjebke... co ja mu zrobiłem no... I jeszcze ten Kamil. No gdzie on do jasnej... o nareszcie...
-Kamil!- krzyknąłem, żeby mi nie uciekł.
-Hmm. Co? -odpowiedział wyraźnie zaspany
-Widziałeś może Wiktora? Mam do niego sprawę.
-Nie dzisiaj jeszcze nie, a to coś ważnego. Mogę dać ci do niego numer.
-Nie nie trzeba mam ale dzięki. To cześć.
-Trzymaj się ziom.
Super... czyli Vicky'ego nie ma... a może by się tak urwać z infy i wu-efu... Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Ruszyłem do wyjścia nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Musiałem przecież podziękować Wiktorowi za jego ciężką pracę i cierpliwość do mnie. A i w szkole nie chciało mi się siedzieć.
Wyszedłem przez bramy szkoły i odwróciłem się jeszcze raz, w sumie to nawet nie wiem po co. W oknie na piętrze stał Aaron i spoglądał na mnie. Hah ciekawe czy mnie wsypie. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. On tylko prychnął i odwrócił się. Co w niego wstąpiło?
                                   ***
Jeden dzwonek, drugi, trzeci. Już miałem wracać do domu, gdy drzwi otworzyła mi wysoka kobieta. Swoje rude włosy upięła w dość wysoki kok prawdopodobnie po to aby nie opadały na jej wysoki czoło i zielone oczy. Miała na sobie jasną sukienkę i marynarkę. Była jakby damskim odpowiednikiem Vicky'ego.
-Przepraszam! Halo!- kobieta pomachała mi dłonią przed twarzą.
-Tak? Przepraszam zamyśliłem się...- wyjaśniłem zgodnie z prawdą.- jest Wiktor?
-Wiktor? Ach tak jest. A jak się nazywasz i skąd się znacie?
-Ze szkoły, Wojtek proszę pani.
-Wiktor nie mówił mi, że ma w klasie jakiegoś Wojtka, ale cóż zawołam go. Wejdź.
-Dziękuję
Wszedłem do pomieszczenia i ściągnąłem kurtkę, bo było naprawdę ciepło. Przedpokój był nieduży, ale przytulny. Na jednej ze ścian wisiało lustro, a na drugiej szafka na buty. Wszedłem dalej była tu przestronna biała kuchnia z dużą lodówką oklejoną magnesami z różnych stron świata.
-Wojtku.- z jednego pokoju wyszła kobieta, która mnie przywitała. -chodź.
Odwróciłem się i wszedłem do pokoju, jak mniemam Wiktora. Panował tu swoisty nieład, ale słońce padające na półki nie ukazywało kurzu. Ściany były pomalowane jasnym słonecznym odcieniem żółci, a pościel na łóżku swoją zielenią kontrastowała z nimi. Na meblu leżał Wiktor ze spuchniętą twarzą...

                                                                           Nammi


niedziela, 1 listopada 2015

Utracone Szczęście 3

Siemanko :D Zdążyłam jeszcze dzisiaj (01.11). Zauważyłam,(oj, a jakie trudne to było..), że terminy nowych notek wypadają w jakieś święta... Dziś Wszystkich Świętych, a następna na Dzień Niepodległości :) Dość gadania, czas dla opowiadania :) Trzecia część nie jest długa (jakby to była jakaś nowość...) ale mam nadzieję, że chociaż trochę ciekawa :D

                                                                                                                       


    Utracone Szczęście III

     Zamknąłem oczy tylko na chwilkę. Chciałem poukładać sobie wszystkie wzory po kolei w głowie.
-2π r, π rl, ⅓Pp*H, 2rH*π- mruczałem pod nosem. To nie trzymało się kupy. Było takie bez sensu. Nagle moje powieki zaczęły robić się cięższe. Źrenice powoli znajdowały sobie miejsce pod zamkniętymi powiekami. Moja głowa zaczęła wtórować oczom, a po chwili przyłączyły się też ręce. Tak wygodnie... tylko chwileczkę...Chwileczkę.

Obudziłem się nie bardzo wiedząc co się dzieje. Obróciłem głową parę razy po czym mój wzrok padł na postać stojącą przy oknie.
-Halo!-Krzyknąłem
-O!-osoba odskoczyła od okna jak oparzona, a ja mogłem zauważyć falę rudych włosów.
-Wiktor? Co ty tu robisz?
-Ja... yy... no twoja mama mnie wpuściła... i ten... no nie chciałem cię budzić- z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
-Nie no stary spoko. Siadaj i mów co cię do mnie sprowadza. Hmm?
-Pomyślałem, że przyda ci się pomoc z matmą. I ten... no... jestem-uśmiechnął się
-Chłopie! Z nieba mi spadłeś.-Wstałem, żeby go uściskać.
-Dobra to... bierzemy się za to?
-Hah... jasneeee. Ej Vicky ja taki niegościnny. Może kawy?
-Z chęcią, ale masz może kisiel?
-Czekaj sprawdzę.

Zszedłem szybko po schodach i otworzyłem szafkę. Wysypały się na mnie wszystkie paczki. Szybko oceniłem szkody i krzyknąłem do Wiktora.
-Truskawka czy brzoskwinia?
-Co?-odpowiedział zdziwiony i zbiegł do kuchni. Spojrzał na bałagan i zaczął się śmiać.
-No co?
-Nic... Truskawka. Wracam na górę. Obejrzałem się za nim i zalałem kiśle.
                                                  ***
-Co w tym trudnego? Musisz zapamiętać tylko kilka wzorów.-westchnął
-Wiktor, dobrze wiesz, że nie kręcą mnie cyferki...
-A ty dobrze wiesz, że musisz zaliczyć matmę.
-Ugh...
-Odbiorę to jako aprobację dalszej nauki- uśmiechnął się.
                                                 ***
-Pa Wiktor. Jeszcze raz wielkie dzięki.
-Spoko. Okaże się jutro. Do zobaczenia.-uśmiechnął się i wyszedł.
Nie starałem się opisać naszej lekcji tak dokładnie, bo szczerze ona sama w sobie była nudna. Wiktor tłumaczył mi wzory, zadania i inne głupoty. Swoją drogą, nie powiedziałem najważniejszego. Vicky jest w klasie matematycznej, więc jemu cyferki są bliższe niż mnie. W końcu wspólnymi siłami opracowaliśmy cały materiał na test matematyczny, który czeka mnie w niedalekiej przyszłości. A gdybym nie kiblował w podstawówce miałbym to już za sobą... ale nie poznałbym Aarona. Właśnie. Aaron. Pamiętam jak byliśmy takimi maluchami w gimbazie. Biegaliśmy po korytarzach uciekając przed woźną Marysią. Uwielbiliśmy robić jej psikusy. Raz zamknęliśmy się w kantorku na miotły czekając jak pani Marysia przyjdzie. Gdy kobieta otworzyła drzwi wyskoczyliśmy na nią z głośnym BUUU! Na nasze szczęście woźna nie przejawiała większych chęci naskarżenia na nas, a nawet śmiała się z tego razem z nami. Już jutro będę się mógł z nim znowu zobaczyć. Nie wiem tylko co mnie tak do niego ciągnie...
                                              ***
Wstałem grzecznie rano. Spakowałem się i zjadłem pyszne kanapki z czekoladą. Pyszoooota. Teraz trzeba już tylko dotrzeć do szkoły i zdać tą głupią matmę.
W szkole byłem jeszcze przed chłopakami i starałem sobie wszystko powtórzyć mając nadzieję, że Wiktor zaraz się pojawi i wytłumaczy mi jeszcze raz co trzeba. Niestety chłopak nie przyszedł wcześniej, a nawet z tego co mi wiadomo w ogóle. Za to po chwili stanął koło mnie rozemocjonowany Aaron. Z jakiegoś powodu był zadowolony i raczej nie była to matematyka.
-Cześć- zagaiłem, a on odwrócił się zaskoczony
-O hej. Nie zauważyłem cię Wojtek. Co u ciebie?
-Stare bidy, ale stresuję się przed matmą. Niby Vicky był u mnie i wytłumaczył mi te całe pola i objętości, ale czuję że będzie słabo.
-A no to spoko.- zrobiło mi się smutno, że wcale nie obeszło go moje spotkanie z Wiktorem. Liczyłem że będzie chodź trochę zazdrosny...


Dzwonek. Odgłos obcasów na schodach. Tykający zegar na korytarzu. Szczęk zamka. I trzask upadającego dziennika na ławkę. Zaczyna się...


                                                                            Nammi

środa, 21 października 2015

Utracone Szczęście 2

Wracam po króciutkiej przerwie z drugą częścią US. Jest krótka, nie wnosi nic ważnego do opowiadania oraz jest jak dla mnie trochę nudna... Wena sobie poszła w las, ale jak obiecałam tak dodaję. Oto Druga część  Utraconego Szczęścia. 

Utracone szczęście II

W pierwszy dzień w nowej szkole było ciężko. Nikt oprócz Aarona się do mnie nie odezwał. Nie wiedziałem czy się mnie bali czy co, jednak gdy rozdzielili nas, podczas usadzania chmary nastolatków w 2 autokarach ,musiałem się integrować. Poznałem kilu nowych znajomych, Zdziśka i Paulinę oraz kilku innych ludzi, których imion już nie pamiętam. Zdzisław pochodził z małej miejscowości niedaleko Nowogardu. Miał jasne, długie prawie do ramion włosy, niebieskie oczy i szeroki uśmiech. Ubierał się po swojemu czyli wkładał na siebie co mu wpadło w ręce, nie tak jak ja czy Paulina, którzy każdy ciuch dobieraliśmy z dbałością o najmniejsze szczegóły. Dziewczyna była trochę dziwna. Bardzo się przechwalała czego to ona nie osiągnęła w życiu oraz okazała się strasznym hipochondrykiem. Miała ciemnobrązowe loki, długie rzęsy i paznokcie oraz podobnie długi nos... hmm...przypadek? Paulina pochodziła z centrum miasta, więc tematy wsi nie bardzo ją obchodziły dlatego nie zaprzyjaźniła się zbytnio ze Zdziśkiem. Gdy dojechaliśmy na miejsce Aaron przedstawił mi wysokiego, dobrze zbudowanego Norberta o sennym wyrazie twarzy i przemiłego, przystojnego Kamila, którego ojciec zmieniał samochody jak skarpetki... Obecnie miał Mazdę 6.
Obóz integracyjny minął szybko, za szybko. Ledwie zdążyliśmy zamienić z nowymi znajomymi słowo, a już trzeba było wracać do tej nudnej szkoły. Na całe szczęście nie byłem sam. Miałem nowych super znajomych, z którymi czas zapierdzielał mi jak porsche po torze. Przestałem się martwić wszystkim co mnie otaczało, każdym najmniejszym problemem i szkołą do czasu pierwszego sprawdzianu...
- Ta menda mnie obleje zobaczysz!
- Oj nie przesadzaj tak. Dramatyzujesz.
- Łatwo Ci powiedzieć. Jesteś kujonem.
- Idziemy na kawę -oznajmił
- Po co? Nie lubię...
- No to polubisz !
- Eh... Wiktor!
No tak, Wiktor. Pełen życia i innych ekscesów koleś. Przy okazji mój bardzo dobry kumpel... Rudy, blady, o niebieskich oczach. Hehe Jeszcze gdyby do tego uwielbiał Irlandię... Jesteśmy sobie bardzo bliscy, więc kiedy pokłócę się z Aaronem mam szansę wypłakać się w mankiet Wiktora. Chłopak nie pojawił się na obozie zapoznawczym z powodu jakiś tam badań, ale mimo wszystko złapaliśmy bardzo dobry kontakt.
- Niedługo (10 września) twoje imieniny. Czemu nie obchodzisz ich jak wszyscy 28 lipca?-zapytałem Wiktora pijąc pyszną karmelową macchiato
- Bo imieniny powinno się obchodzić po urodzinach, a nie przed. Z racji tego, że urodziłem się 3 września imieniny obchodzę w najbliższym możliwym terminie. Rozumiesz?
- Nie bo to jest zupełnie bez sensu. Czemu nie można obchodzić imienin kiedy się chce?
- Bo nie.
- Wiesz, że to nie jest argument- zaśmiałem się
- Zmieńmy temat. Ok?
- Ok.
- Co z wycieczką? Możesz jechać?
-Kur...czę. Nie uwierzysz, ale zapomniałem.
-Raczej uwierzę -prychnął
-Mam nadzieję, że mi pozwolą...
***
-Wycieczka? Jaka wycieczka? Z twoimi ocenami?
-Ale mamoooooooo.- jęknąłem - To Paryż! Bardzo mi zależy. Aaron może jechać.
-No dobrze zastanowię się jeszcze, ale masz poprawić oceny! Natychmiast!
-Dzięki mamo, jesteś super-uściskałem ją mocno i popędziłem na piętro aby pogadać o tym z Aaronem i resztą. Gdy już namyśliłem się z chłopakami co dalej, zabrałem się za naukę. Wystarczyło, że otworzyłem zeszyt do matmy, a już mój entuzjazm opadł. Włączyłem laptopa, a na nim utwór ”This is the war”.

-O tak! To będzie wojna. Jeden z nas przegra. Ale nie będę to ja droga matematyko...

                                                                         Nammi

sobota, 10 października 2015

LBA

Dzień Dobry wszystkim :) Mam dzisiaj parę ogłoszeń (konkretnie 2).
1. Druga część SS nie zostanie opublikowana 11.10, zdziwieni? Nie sądzę.
2. Dzisiaj odpowiem na nominację do LBA. To zaczynam :D

                                                                                                                 

 Do Liebster Blog Award nominowała mnie Victoria z Czytelniczych myśli.


1. Czy lubisz aktywnie spędzać swój wolny czas? 
Myślę, że tak. Mój wolny czas zazwyczaj marnuję na głupoty typu słuchanie muzyki na działce :) Ale bardzo lubię jazdę na rolkach oraz nartach. Kilka razy pokusiłam się nawet o jazdę na snowboardzie.      
2. Ulubiony przedmiot w szkole? 
Obecnie nie mam ulubionego przedmiotu, ale we wczesnym szkolnictwie była to na bank muzyka, która towarzyszy mi od zawsze :)
3. Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości? 
To jest na prawdę trudne pytanie, bo sama nie wiem :D. Na świecie jest tyle wspaniałych miejsc. Chociażby Japonia czy Południowa Korea. Kolejnym takim miejscem jest na przykład LA czy NY. Mieszkanie w Helsinkach albo w Paryżu byłoby równie satysfakcjonujące. Myślę, że nawet w polskim Krakowie czy Gdańsku znalazłoby się dla mnie jakieś miłe miejsce do mieszkania. Jednego jestem pewna. Moje wymarzone miejsce zamieszkania na pewno nie jest moim obecnym ;P
4. Masz konto na lubimy czytać?   
Tak posiadam takowe, ale ostatnio nie często z niego korzystam.  
5. Jaki jest twój największy cel życiowy?
Moim życiowym celem jest zostanie światowej sławy kardiochirurgiem.
6. Dlaczego prowadzisz bloga?
Prowadzę bloga aby nauczyć się otwierać do ludzi (tak, pisanie bloga pomaga mi otwierać się na nowe znajomości). Oraz chciałabym przekazać swoją twórczość tym, którzy nie mogą jej mieć na co dzień :P
7. Czy Twoi przyjaciele również prowadzą bloga?
Tak
 8. Masz konto na wattpadzie?
 Nie
 9. Wolisz koty czy psy?
Koty, chociaż są to zdradzieckie bestie, można wykrzesać z nich odrobinę miłości i lojalności. Mimo to nie latam z siekierą za każdym człowiekiem z psem.
10. Jak spędziłaś wakacje?
 Nudno. Nie sądzę żeby ktokolwiek chciał o tym czytać.
11. Lubisz robić zakupy? :D
Uwielbiam. Zwłaszcza jak mój budżet przekracza dychę. Można zaszaleć :P


Teraz moje pytania:
1.Jakie miejsce na świecie chciałbyś/ałabyś zwiedzić od deski do deski.
2.Ulubiony kolor.
3.Czy czytasz książki.
4.Dlaczego czytasz. (jak nie czytasz pomiń)
5.Co cię skłoniło do pisania bloga.
6.O czym marzysz, tak z całego serca.
7.Grasz w jakieś gry komputerowe.
8.Jaką porę roku lubisz najbardziej.
9.Ulubiony zespół/ wokalista. 
10.Przedmioty ścisłe czy humanistyczne.
11.Co jadłeś/aś na śniadanie.

Nominowani: (troszkę mniej niż 11)
Viktoria z Czytelniczych Myśli (nwm czy można oddawać, ale ja tak zrobię)



Nammi