wtorek, 9 lutego 2016

Nowy Świat -Rozdział 3 Luca(s)

Siemaneczko! Przybywam z 3 częścią Nowego Świata. Oczywiście po dłuższej przerwie, a jakżeby inaczej. Mimo wszystko udało mi się napisać tę część trochę dłuższą niż poprzednie. Mam nadzieję, że sie spodoba :)

___________________________________________
Rozdział 3
Luca(s)”

Wracam do domu z duszą na ramieniu. Obawiam się tego co tam zobaczę. Boję się, że Cassie jednak się podda. Strach wisi nade mną w momencie gdy otwieram drzwi, kiedy przechodzę przez próg i kiedy mocno zaciągam się powietrzem w przedpokoju. Uśmiecham się lekko, bo wydaje się być ono czyste i świeże. Ruszam korytarzem dalej, powoli rozbierając się z wierzchnich ubrań. Gdy pojawiam się w pokoju zostaję obrzucona wzrokiem nienawiści.
-Gdzie byłaś? Jak ja tu umieram!- jęczy Cassie
-Trudne życie abstynenta- szepcę i cicho się śmieję
Jest dosyć wcześnie, więc postanawiam nie marnować czasu i pozwiedzać trochę miasto, znowu...
-Cassie?
-Mhm-mruczy w poduszkę
-Idziesz ze mną na miasto?
-Nie!
-Wolisz kisnąć w tym łóżku?
-Odwal się ode mnie i weź zajmij sobą!- znowu się śmieję, a Cassie tylko warczy znad poduszki.
Otwieram szafę pełną moli i innych stworzonek, niedługo zostaną mi tylko same dziury po ciuchach.
-Ech... coś z tym trzeba zrobić- mruczę
-Z czym?
-Nie szczym, tylko sikam- żartuję
-Ha-ha-ha aleś ty zabawna
-Muszę kupić jakąś dobrą trutkę na mole...
-Czyli chcesz mnie teraz otruć jak jakiegoś owada?
-Hahahhah oczywiście Cassie, oczywiście... Może jednak pójdziesz ze mną. Będzie fajnie, może zahaczymy o jakiś klub dla nie pijących czy co, hmm?
-Może odpuścisz?
-Nie ma takiej opcji- uśmiecham się
-No dobra, to chodźmy- Cassie wstaje z łóżka i kieruje się w stronę wyjścia
-W piżamie?
-O cholera, no...
W końcu udaje nam się wyjść. Mam na sobie czarne wypłowiałe bojówki, granatową długą bluzę z kapturem i oczywiście nie odłączaną czapkę z daszkiem, którą trzymam w specjalnym pojemniku nie dając jej na pożywkę tym podłym, latającym stworzeniom. Cassie spokojnym ruchem wlecze się za mną wydekoltowana i wypachniona jak zawsze, poza domem. Przemierzamy parki, skrzyżowania, skwerki... na nic mi prawko jak nie mam auta. Staram się odkładać z niańczenia dzieciaków, ale to przecież prawie nic. Nawet na starego pięćsetkę nie wystarczy... Życie jest jednak trudne, ale nie martwmy się tym. Przecież jestem tu i teraz po to aby się bawić, być szczęśliwą
-Chodź szybciej! Świat na ciebie nie poczeka.
-Nie widzisz, że się staram!- krzyczy gdzieś za mną- W tym gównie nie da się chodzić!
-Pamiętaj, że mówisz o swoich ukochanych butach- chichoczę
Jesteśmy przed pasmanterią, może mają tam coś na te podłe mole.
-Wchodzisz ze mną?
-Nie, nie zaczekam. Idź- mówi
Przechodzę przez próg, drzwi zahaczają o jakąś dziwną zawieszkę, która wydaje donośny dźwięk przypominający dzwonki.
-Dzień Dobry!- wołam rozglądając się po pomieszczeniu. Jest dosyć wysokie i średnio dobrze oświetlone. Przypomina raczej antykwariat lub starą bibliotekę, a nie zwykły sklep. Obracam się i niespodziewanie wpadam na jakiegoś mężczyznę. Uśmiecha się przyjaźnie i wraca mnie do pionu. Z pewną nieudolnością oddaję uśmiech.
-Witam i przepraszam za tą chwilę nieobecności- wita się szarmancko- Czemu zawdzięczam pani wizytę?
-Ja? Ymm...ten no. Co to ja chciałam?- bezskutecznie próbuje sobie przypomnieć co ja mogłam chcieć. Rozglądam się po pomieszczeniu licząc, że w jakiś sposób wróci mi to pamięć. Guziki, wstążki, szpilki, tkaniny, nici...- Już wiem!- uśmiecham się zadowolona- Mole!
-Przyszła tu pani po mole?
-Nie! Nie- śmieję się- Szukam czegoś co je zniweluje.
Sprzedawca lekko mierzwi blond włosy dłonią jakby z zakłopotaniem.
-Myślę- zaczyna- że po taki preparat powinna się pani udać do …
-Mad! Długo jeszcze?
-Proszę wybaczyć moje zaciekawienie. Mad to zdrobnienie od Madison?- pyta blond włosy sprzedawca
-Nie... to od Madlen.
-Jest pani węgierką?
-Jezu Mad... Ile można? O!- Cassie dziwi się przez chwilę, ale za chwilę na jej twarzy pojawia się uśmiech i podchodzi do sprzedawcy witając się uprzejmie
-Cassie jestem to od Cassandra, a ty- wskazuje palcem na chłopaka- wpadłeś w oko Madi- śmieje się i znika w głębi sklepu.
Zarumieniona spoglądam na sprzedawcę
-To... gdzie ja ten preparat?
-Ach no tak- zauważam że blondyn również jest zarumieniony- w zwykłej drogerii.
-dzie...Dziękuję bardzo. Do widzenia- wybąkuję coś przez stres i wycofuję się zbierając po drodze Cassie.
-Do zobaczenia
Gdy już jesteśmy bezpieczną odległość od pasmanterio-antykwariatu zatrzymuję się i spoglądam wymownie na Cassie.
-No co? Miłości trzeba pomagać!
-Jakiej miłości? O co ci chodzi?
-Myślisz, że nie widać jak na niego patrzyłaś? A i wybór niczego sobie- porusza brwiami.
-Jedyne czego chcę to zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wychodzić. Zresztą nawet nie wiem jak się nazywa.
-Oj nie przesadzaj. Przystojny, rąbnięty tak jak ty- Cassie dostaje ode mnie kuksańca w bok- hahaha taka okazja mogła ci się więcej nie trafić. Może go już nigdy nie zobaczysz.
-Halo! Przepraszam!
-A jednak to przeznaczenie- słyszę syczenie nad uchem
-Zapomniała pani tego- blond włosy sprzedawca podając mi małą kartkę dotyka mojej dłoni. Przechodzi mnie coś na wskroś prądu elektrycznego. Spoglądam na kartkę
-Ale co to jest?- pytam. Gdy podnoszę wzrok już go nie ma
-Otwórz!- odskakuję przestraszona od Cassie, która pojawiła się za mną nikczemnie niespodziewanie.- Jak ty tego nie zrobisz to ja.
-Dobrze, dobrze- otwieram karteczkę i uśmiecham się -To jeden problem z głowy
-Co? Jaki?
-Już wiemy, że blond włosy sprzedawca nazywa się Lucas.
-Aaa! Lucas? Serio Lucas?
-No tak.
-Wiesz, że przez sen mówiłaś to imię
-Ymy... myślę, że raczej nie. Prędzej to było Luca, niż Lucas.
-Jejku, a co za różnica Luca czy Lucas... Czekaj, czekaj. Opowiadaj co to za Luca.- Cassie skacze wokół mnie jak jakaś gazela.
-Nie... to nie jest ciekawe.
-Nie ważne masz mi mówić o wszystkim, pamiętasz? Przysięgałaś na mały palec!
-Niech ci będzie, ale co to za przysięga, rodem z przedszkola.
-Może i tak, ale nie ważne mów.
-Dawniej, jak jeszcze wyjeżdżałam z rodziną na wakacje czy ferie zimowe poznałam pewnego Lukę. Pochodził z Niemiec i w ogóle był super. Był tylko jeden problem. Był z zagranicy, co ówcześnie tworzyło dla nas ogromną przepaść. I tak jakoś kontakt sukcesywnie nam przycichał, aż całkowicie zanikł. Mówiłam, że to nudne.
-Ojejku, jejku. Biedniutka ty. Taka pierwsza miłość. Daj się przytulić.
-Dobra, już wystarczy tych czułości. Chodźmy, bo nam sklep zamkną i jutro serio nie będziemy mieć ubrań.
-Okej, to chodźmy- Cassie bierze mnie pod rękę i muszę ją ciągnąć- Ale zdzwonisz do niego, prawda?
-Skąd wiesz, że dał mi numer
-Nie wiedziałam, to sztuka manipulacyjna. Zobacz jak łatwo mogę cię podejść- Cassie zaczęła uciekać.

-Ja ci dam, zobaczysz!- zaczęłam ją gonić. Zapowiada się udana noc.  


                                                                                 Nammi