niedziela, 27 grudnia 2015

Nowy Świat- Rozdział 1 przeszłość

Siemaneczko :) Jak tam po Świętach? U mnie chwilowy przypływ weny, więc nowe opko !!!!!!! XD
Bez większych zastrzeżeń i takich tam. Opo nazywa się Nowy Świat i jest pisane z perspektywy dziewczyny.  Miłego czytania :)
___________________________________________________

Rozdział 1 - Przeszłość

Puściłam się pędem do kuchni i złapałam pierwszy lepszy nóż. Obróciłam się napięcie i wróciłam do salonu. Był tam. Stał tyłem. Nie zauważył mnie. Zakradłam się cicho i wbiłam mu nóż w szyję. Szybko go stamtąd wyciągnęłam i patrzyłam jak mój ojciec się wykrwawia. Zdążył jeszcze wypowiedzieć z bólem moje imię.
-Madlen...

Patrzyłam na to jak osuwał się na ziemię. Jak zamykają się jego powieki. Patrzyłam jak sztywnieje jego ciało. Jak jego dłonie zostawiają krwawe ślady na zimnych, nieskazitelnie białych kafelkach. Jak przestaje bić jego serce. Jak jego duch opuszcza ziemskie ciało i szybuje na niebieskie pastwiska. Opadłam na kolana i popatrzyłam na niego. Na spocone, jasne czoło bez żadnej zmarszczki, na nos, który po nim odziedziczyłam, na usta wykrzywione w grymasie bólu, na rozerwaną tętnicę, na zakrwawiony tors, na ręce rozbryzgujące krew na kafelkach, na nogi już zupełni bez życia. Spojrzałam na niego jeszcze raz i zrozumiałam co zrobiłam. Zamordowałam jedyną osobę na tym przeklętym świecie, która nie miała mnie gdzieś. W tak krótką chwilę zabrałam życie człowiekowi, który mi je dał. Nie ważne jak bardzo zły by był. Mimo wszystko był moim ojcem. Kiedyś był tym kochającym tatusiem, który przytulał, nagradzał i karał, a teraz... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Niby takie zwykłe, a jednak nie zwykłe. Poczułam ból w okolicach serca. Spojrzałam na tego nędznego człowieka jeszcze raz. Przeprosiłam wszystkich w duchu i podniosłam się z ziemi. Zabrałam nóż. Umyłam i odłożyłam na miejsce. Posprzątałam w domu, tak aby nikt nie znalazł dowodów na moją winę i wyszłam niby to spokojnym krokiem, ale tak naprawdę z mocno łomoczącym sercem i strachem w oczach. Wydawało mi się, że z każdego zakątka wyskoczy policja i będzie chciała mnie wtrącić do więzienia. Szybko zdążyłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Pieniądze ojca, trochę ubrań, wcześniej wyrobioną wizę i kartę do bankomatu. Jak przystało na wzorową córeczkę znałam hasła dostępu do wszystkich kont bankowych jakie założyli moi rodzice. Szybko znalazłam się na lotnisku i jeszcze tej samej nocy wyleciałam do Stanów...
                                                            Nammi 

środa, 23 grudnia 2015

Utracone Szczęście 9

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Smacznego Karpia, udanego Sylwestra i mocy prezentów pod choinką
                                            Życzy Nammi :D
Dzisiaj, dzień przed Wigilią dodaję ostatnią część US Mam nadzieję, że się wam spodoba i mnie nie zlinczujecie :) Tak jak ostatnio proszę o odp na kilka pytań (3)
1.Czy opowiadanie Wam się podoba i jaka jego część najbardziej?
2.Która postać przypadła wam najbardziej do gustu i dlaczego?
3.Której postaci nie lubicie i dlaczego?
 __________________________________________________________


UTRACONE SZCZĘŚCIE IX

Przeglądałem bezmyślnie francuskie kanały.
-Muzyka, głupoty, głupoty, muzyka, wiadomości...- zabrakło mi tchu - wiadomości... Jezus Maria Wiktor!- przed oczami pojawił mi się obraz płonącej galerii handlowej w Paryżu. Masa policji, kilkanaście ambulansów i on. Moje serce stanęło, aby po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą w strachu. Jego usmolona twarz i pokryte sińcami ciało nieruchomo leżało na zimnym asfalcie, a jakiś mężczyzna pochylał się nad nim robiąc RKO. Nagle przestał.
-Nie! Nie przerywaj! Co ty robisz?- krzyczałem. Podbiegli sanitariusze z defibrylatorem, Raz, Dwa, Trzy, strzał. Ciało Wiktora wyprężyło się pod wpływem wstrząsu elektrycznego
- Obudź się, obudź Wiktor! Wstawaj!- nic, żadnej reakcji. Sanitariusze zabrali sprzęt i odeszli. Dlaczego tylko to jego pokazywali. Czy nikt inny nie odniósł obrażeń? Mój francuski nie był, aż taki dobry, żeby zrozumieć wszystko co było napisane na szybko przewijającym się pasku- Atak terrorystyczny... 500 rannych, co dalej?- Nie wiem.
-Vicky!!!- zawyłem, a moje oczy stały się mokre. Do pokoju wpadła wychowawczyni. Niewiele myśląc wzięła mnie w objęcia. Ne chciała wyjaśnień. Po prostu... zobaczyła mnie płaczącego, chciała uspokoić, ale nie ja teraz byłem ważny. Tylko on...
-Pro...proszę pani...
-Tak Wojtku- odpowiedziała spokojnie
-Wiktor on... on chyba umarł...
-Co ty mówisz dziecko?- wskazałem drżącą dłonią na ekran telewizora. Kobieta wydała z siebie dziwny lekko stłumiony dźwięk, po czym złapała mnie za rękę i wybiegła z pokoju. Po drodze do wyjścia zabrała jeszcze wychowawcę 1A i ruszyliśmy.
                                                  ***
Gdy dotarliśmy na miejsce, ciągle trwało tam duże zamieszanie. Trudno było nam cokolwiek zobaczyć. Dzięki temu, że wychowawca Wiktora był francuzem Dostaliśmy się za barierki policji. Puściłem się biegiem aby do niego dotrzeć, a raczej tego co po nim zostało.
-Vicky!- przyłożyłem głowę do jego serca. Nie biło. -Dlaczego kurwa, twoje serce nie bije?- Przytuliłem go najmocniej jak mogłem cały czas nim potrząsając. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i trochę się uspokoiłem. Spojrzałem na Wiktora. Leżał. Całe jego ciało pokryte było zaschniętą krwią, siniakami i rozcięciami. Ręka wygięta była w nienaturalny sposób i sprawiała wrażenie jakby chłopak nie miał kości. Dotknąłem jego policzków. Były takie zimne, jak nigdy. Vicky stracił wszelkie kolory. W jego oczach kryła się pustka. Źrenice nie poruszały się. Nie mogłem na to patrzeć. Zamknąłem jego powieki i ucałowałem skroń. Była taka zimna jak całe jego ciało. Bez żadnych emocji... Bez oznak życia... Łzy napłynęły mi do oczu. Powoli zaczęły spływać po policzku kończąc swój bieg na martwej twarzy Wiktora. Dotarło do mnie jak blisko mnie była ta prawdziwa miłość. Jak blisko była ta jedyna osoba. Najpierw zwykły znajomy, kumpel, wreszcie przyjaciel... Choć wcześniej nie widziałem tego aby Wiktor przejawiał do mnie jakieś większe uczucia... to... to poczułem teraz... Wszystkie nasze wspólne chwile przeleciały mi przed oczami. Każdy najmniejszy ruch Vicky'ego. Każde jego słowo. Wszystko co nas dzieliło. Wszystko co łączyło. On... On zawsze przy mnie był gdy tego potrzebowałem... Choć znaliśmy się tak krótko to... to... Czy muszę tracić każdego mężczyznę w moim życiu? Dlaczego? Dlaczego doceniamy dopiero jak stracimy? Dlaczego?

Życie po śmierci Wiktora było bardzo ciężkie. Uśmiech całkiem zniknął z moich ust. Tym bardziej, że dowiedziałem się najgorszej rzeczy jaką w życiu słyszałem. Otóż Wiktor wcale nie spadł ze schodów, a nie nie potknął się na nich. Został napadnięty i pobity. Dlaczego? Bo mnie lubił. Nie wiem jak bardzo ale lubił i za to został pobity. Przez kogo? Ha! Przez samego Aarona. To już całkowicie przekreśliło naszą przyjaźń.
                                                    ***
-Wiktor był najlepszym chłopcem, uczniem, przyjacielem i synem jakiego mogłam sobie wymarzyć. Był moim jedynym synem... Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego jeden człowiek jest w stanie zabić tyle niewinnych ludzi bo tak mu się chce. To boli, bardzo boli...-załkała- Mój syn nauczył mnie tego co najważniejsze. Miłości i tego, że wiek nie jest miarą mądrości. Wiktor był taki mądry... przepraszam...

Tego dnia odbyło się jeszcze kilka pogrzebów osób, które zginęły tego samego dnia co Vicky. Ból był wielki i nieznośny. Pogrzeby są smutne, a zwłaszcza te z udziałem młodych, nikomu nic niewinnych osób... Tego dnia straciłem wszystko co miałem. Mojego jedynego, prawdziwego przyjaciela, Wiktora, Vicky'ego, który zostanie ze mną już na zawsze.


- Mam nadzieję, że będziesz mnie chronił tam z góry. Będzie mi cię tak cholernie brakować Vicky- powiedziałem do zamkniętego i opustoszałego już grobu.- Czekaj na mnie. W końcu kiedyś się zobaczymy...-odszedłem w czarną noc. Po chwili dało się słyszeć złowrogi pisk opon i krzyk jakiejś kobiety- ...nie myślałem, że będzie to tak szybko...

                                                                                 Nammi

sobota, 19 grudnia 2015

Utracone szczęście 8

Siemanko :) Zapraszam was wszystkich w niesamowitą podróż po US8. Nie będę więcej pisać bo chce mi się spać. Także miłego czytania i dobranoc :D
_____________________________________________________

    UTRACONE SZCZĘŚCIE VIII
Zima biegła niebłaganie szybko. Święta, święta i po świętach jak wszyscy mówią. Sylwester i Nowy Rok w grobowym nastroju, bo mama złamała nogę. Początki szkoły po wolnym jak zwykle ciężkie, a jeszcze na głowie miałem opiekę nad małym biało-rudo-brązowym puszystym kociakiem, którego na „spółkę” dostałem z Jowitą. Oczywiście to ja byłem od karmienia i sprzątania, a ona od zabawy, ale... Młodszy jak zwykle ma łatwiej. Śniegu ubywało z dnia na dzień, Styczeń dopiero co się rozpoczął, a mroźny Luty już powoli chciał nas zaszczycić swoją obecnością...

-Cześć Wojtek- spojrzałem na niego i aż nie chciało mi się wierzyć. Przylazł do mnie Aaron. Z własnej nieprzymuszonej woli ruszył swoją dupę do i wybrał się pod mój numer.- Przyszedłem, żeby... no... pamiętasz, co powiedziałeś mi przed Świętami?
-Tak...

(~...)
Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, bojówki w bardzo jasne, piaszczyste moro i Czarno-czerwone buty marki Nike Jordan. Na bujnej, kasztanowej czuprynie założony był snapback w kolorach butów. Jego silne kości policzkowe nadawały ustom zmysłowego charakteru. Miodowe oczy okolone kaskadą rzęs spoglądały na mnie z wyższością. Popatrzyłem na jego brwi. Ciemne, wyraziste... nawet nie wiem kiedy zrobił tam sobie kolczyka. Wyglądał jak zwykle zjawiskowo, ale to nie do niego biegło moje ciało. Chciałem go zręcznie wyminąć, lecz złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Co do cholery jasnej?
-Zaczekaj!-krzyknął na powitanie
-Niby po co?
-Powiedz mi czemu traktujesz mnie jak powietrze?
-Ja? Czy ty człowieku masz coś pod tą plastikową czupryną? Wszyscy! Wszyscy tylko nie ty zauważają tą jak bardzo mnie ranisz swoją obojętnością. Jeżeli to zemsta za nasze początki z gimnazjum to sory. Nie jestem już tym samym człowiekiem. Wszystkie twoje słowa ranią mnie tak bardzo. Traktuję cię jak powietrze żeby nie prowadzić z tobą żadnych rozmów bo jak już wiesz twoje słowa cholernie mnie ranią. Chciałbym żebyś zobaczył też moje potrzeby, a nie tylko ty i ty. Spadaj
-Ja... nie wiedziałem...Przepraszam
-Przepraszam? O kuźwa! Tego z twoich ust się nie spodziewałem. Przecież ty nie przepraszasz -wysyczałem przez zęby i odszedłem w głąb osiedla gdzie czekał już na mnie Kamil z Wiktorem.
(...~)

-Chciałem cię jeszcze raz za to przeprosić. Teraz zrozumiałem że naprawdę byłem dla ciebie zbyt oschły, a ty... my... przyjaźnimy się przecież...
-Dorota cię znowu rzuciła?
-Skąd ty to..
-Daruj sobie i wypad z mojego domu.
-Ale...
-Nie słyszałeś? Wypierdalaj! Won!
Tym przyjemnym akcentem zakończyłem kolejny dzień. Do Francji już tak niewiele...

***

Styczeń już był na wykończeniu. Ferie właśnie się zaczęły, a w drzwiach stała już skrupulatnie spakowana moja „walizka”. Była to dosyć duża, czarna torba podróżna na ramię ,wypełniona po same brzegi. Ubraniami? Nie... jedzeniem. Duuużą ilością jedzenia. Przecież jadę na tydzień do żabojadów, muszę się czymś odżywiać...
Wyruszyliśmy wczesnym wieczorem, aby jeszcze przed nocą kolejnego dnia być w mieście miłości. Podroż dłużyła mi się nieeeeeeeemiiiiiłooooosiiiierniiiiieeee. Było tak fatalnie nudno. Wszyscy spali, a ja nie miałem co robić... Czytanie odpadało, bo za ciemno. Internet nie bo już byliśmy w Niemczech. Gra w karty... wszyscy spali. Rozmowa... wszyscy spali. Została mi tylko muzyka. Po chwili i ja usnąłem. Przebudziłem się koło dziewiątej co na szkolnej wycieczce jest chyba nie możliwe... Wokół mnie panowała już ogólna wrzawa, bo rozbudzone dziewczyny koniecznie potrzebowały do toalety. Zatrzymaliśmy się, a one biegły jak po świeże bułeczki. Po pół godzinie mogliśmy jechać dalej.

Obrzeża Paryża już mi się podobały, a to dopiero przedsmak tego wszystkiego. Zatrzymaliśmy się w hotelu, który nie był jednym z tych pięcio gwiazdkowych, ale nie oszukujmy się czego można się spodziewać po takiej cenie. Chociaż mieliśmy telewizory w pokojach. Dostałem dwuosobowy pokój razem z... Wiktorem. Jak się cieszę, że nie był to Aaron. Rozgościliśmy się i po zjedzeniu kolacji oraz omówieniu planu wycieczki wróciliśmy do „apartamentów”
-Idę się przejść- oznajmił mi Wiktor naciskając na klamkę od drzwi
-Iść z tobą?
-Nie. Chcę trochę pobyć sam- uśmiechnął się i wyszedł. Od jakiegoś czasu Vicky był jakiś nie swój. Smutek wciąż mu towarzyszył, a mnie zjadała od środka ciekawość.
Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać książkę. Jednak byłem tak zmęczony, że zasnąłem. Obudziłem się po jakiejś godzinie czy coś koło tego. Wiktora wciąż nie było, więc postanowiłem wypróbować telewizor.
Przeglądałem bezmyślnie francuskie kanały.
-Muzyka, głupoty, głupoty, muzyka, wiadomości...- zabrakło mi tchu- wiadomości... Jezus Maria Wiktor!

                                                                            Nammi

piątek, 11 grudnia 2015

Utracone Szczęście 7

Sieeeeeemaneczko. Co tam słychać? Święta coraz bliżej. (=*w*=) Nammi się cieszy :D
Chciałabym się wyrobić do Wigilii ze wszystkimi częściami US i najwyżej wrzucić jakiś dodatkowy ekstra rozdział w Święta dlatego od następnej notki czas będzie pędził jak pendolino :P. Póki co to na tyle. Do czytania!!! XD

______________________________________________________

                                                     Utracone Szczęście VII

-Wojtek! Wojtek!- odwróciłem się aby zobaczyć biegnącego w moją stronę Kamila.- Vicky.
-Co Vicky?
-On...-wysapał-... znowu został... pobity.
-Jak to znowu?
-Chodź no już. Później ci wyjaśnię.
        Odwróciliśmy się i pobiegliśmy w stronę w którą wskazywał Kamil. Biegliśmy i biegliśmy, co zaczęło robić się trochę dziwne. Zaczynało już zmierzchać, więc cały krajobraz spowity był szarą mgłą. Przemierzaliśmy wąskie uliczki i szerokie szosy. Po pewnym czasie zauważyłem, że biegniemy w stronę domu Wiktora. Zatrzymałem się aby zaczerpnąć trochę tego nocnego powietrza. Kamil zrobił to samo zatrzymując się w półmroku.
-Co jest? Hmm?
-Czemu nie mogliśmy pojechać tramwajem- spojrzałem na niego z wyrzutem.
-A to...- podrapał się po głowie z zakłopotaniem- w sumie to nie wiem taki byłem zdenerwowany, że nawet o tym nie pomyślałem. Możemy już?- skinąłem głową i ruszyliśmy dalej.
       Coś nie podobało mi się w zachowaniu Kamila, ale nie chciałem roztrząsać już tego tematu dlatego pokornie biegłem za nim. Gdy dotarliśmy już pod klatkę Wiktora to ja objąłem „prowadzenie” i wbiegłem do klatki przed Kamilem, który uśmiechał się zdradziecko i wysyłał jakieś nieznane mi znaki w górę. Zignorowałem to i pobiegłem po schodach wpadając w drzwiach na Wiktora, który wyglądał... normalnie. Nie miał żądnych siniaków zadrapań ani złamań. Nie było widać po nim żadnego zmęczenia jedynie zdziwienie.
-Co się stało? Biegłeś?
-On-odwróciłem się żeby wskazać na wspinającego się powoli Kamila- powiedział, że coś ci się stało i kazał mi biec.
-Hmm- zamyślił się- nie przypominam sobie abym dzisiaj w ogóle wychodził z domu... Nic mi nie jest.
-Co?- spojrzałem na Vicky'ego, a potem na Kamila. Po chwili zza drzwi wyłoniła się uśmiechnięta twarz Zdziśka i innych chłopaków pokrzykujących coś w tle.- O co tu chodzi?- musiałem wyglądać zabawnie.
       Kamil zaczął się śmiać wyjaśniając coś Wiktorowi, po czym również i on zaczął rechotać. Gdy już spiskowcy się ogarnęli Vicky wpuścił nas do domu. Mieszkanie było pięknie przystrojone różnymi zielonymi gałązkami i kolorowymi światełkami. Nie lubiłem zbytnio przedwczesnego ubierania domów na święta. Sam ozdabiałem domostwo dopiero w Wigilię. W dużym pokoju do którego poprowadził nas chłopak stała wielka, zielona, żywa choinka ubrana w srebrne łańcuchy i... pluszaki
-Pluszaki?
-Tak. W Święta będzie u nas Franek i nie chcemy żeby się pokaleczył jakąś spadającą bombką.
-Rozumiem... A Franek to...
-A faktycznie. Franek to mój chrześniak. Mamo!
-Tak – jak na zawołanie... pojawiła się przy nas matka Vicky'ego.
-Franek śpi?
-Nie właśnie się obudził.
-Świetnie
Wiktor wstał i ruszył do pokoju, w którym ostatnio leżał ze złamaną nogą. Pokrzątał się tam chwilę po czym wrócił do nas z małym chłopczykiem na rękach.
-To jest właśnie Franek.- powiedział i uśmiechnął się do chrześniaka.
-uroczy
-słodki
-jaki mały
-Koniec już- przerwał Kamil- jest mały słodki i uroczy jak każdy dzieciak. Weź go już zabierz Vicky i zabierajmy się za granie. W końcu po to tu jesteśmy.
        W ten oto sposób dowiedziałem, po co zostałem tu zaciągnięty tym nieludzkim sposobem. Zabawa była przednia... Każdy z każdym choć raz dokonywał wyścigu. Tak... graliśmy w kultową grę need for speed. Na prawdę niezła gra, grafika też nie najgorsza, a auta satysfakcjonujące. Było naprawdę miło, ale mi coś wciąż leżało na sercu. Nie umiałem poukładać sobie tego co się stało ostatnimi czasy...

Vicky
Sebastian
Ojciec
Aaron
Olga

        Przez każdego z nich nie mogłem spać. Każda z tych osób zajmowała jakiś zakamarek mojego serca i powodowała zróżnicowane emocje od miłości przez strach do nienawiści...                                                                                                                                                                                                                                                    Nammi