sobota, 19 grudnia 2015

Utracone szczęście 8

Siemanko :) Zapraszam was wszystkich w niesamowitą podróż po US8. Nie będę więcej pisać bo chce mi się spać. Także miłego czytania i dobranoc :D
_____________________________________________________

    UTRACONE SZCZĘŚCIE VIII
Zima biegła niebłaganie szybko. Święta, święta i po świętach jak wszyscy mówią. Sylwester i Nowy Rok w grobowym nastroju, bo mama złamała nogę. Początki szkoły po wolnym jak zwykle ciężkie, a jeszcze na głowie miałem opiekę nad małym biało-rudo-brązowym puszystym kociakiem, którego na „spółkę” dostałem z Jowitą. Oczywiście to ja byłem od karmienia i sprzątania, a ona od zabawy, ale... Młodszy jak zwykle ma łatwiej. Śniegu ubywało z dnia na dzień, Styczeń dopiero co się rozpoczął, a mroźny Luty już powoli chciał nas zaszczycić swoją obecnością...

-Cześć Wojtek- spojrzałem na niego i aż nie chciało mi się wierzyć. Przylazł do mnie Aaron. Z własnej nieprzymuszonej woli ruszył swoją dupę do i wybrał się pod mój numer.- Przyszedłem, żeby... no... pamiętasz, co powiedziałeś mi przed Świętami?
-Tak...

(~...)
Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, bojówki w bardzo jasne, piaszczyste moro i Czarno-czerwone buty marki Nike Jordan. Na bujnej, kasztanowej czuprynie założony był snapback w kolorach butów. Jego silne kości policzkowe nadawały ustom zmysłowego charakteru. Miodowe oczy okolone kaskadą rzęs spoglądały na mnie z wyższością. Popatrzyłem na jego brwi. Ciemne, wyraziste... nawet nie wiem kiedy zrobił tam sobie kolczyka. Wyglądał jak zwykle zjawiskowo, ale to nie do niego biegło moje ciało. Chciałem go zręcznie wyminąć, lecz złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Co do cholery jasnej?
-Zaczekaj!-krzyknął na powitanie
-Niby po co?
-Powiedz mi czemu traktujesz mnie jak powietrze?
-Ja? Czy ty człowieku masz coś pod tą plastikową czupryną? Wszyscy! Wszyscy tylko nie ty zauważają tą jak bardzo mnie ranisz swoją obojętnością. Jeżeli to zemsta za nasze początki z gimnazjum to sory. Nie jestem już tym samym człowiekiem. Wszystkie twoje słowa ranią mnie tak bardzo. Traktuję cię jak powietrze żeby nie prowadzić z tobą żadnych rozmów bo jak już wiesz twoje słowa cholernie mnie ranią. Chciałbym żebyś zobaczył też moje potrzeby, a nie tylko ty i ty. Spadaj
-Ja... nie wiedziałem...Przepraszam
-Przepraszam? O kuźwa! Tego z twoich ust się nie spodziewałem. Przecież ty nie przepraszasz -wysyczałem przez zęby i odszedłem w głąb osiedla gdzie czekał już na mnie Kamil z Wiktorem.
(...~)

-Chciałem cię jeszcze raz za to przeprosić. Teraz zrozumiałem że naprawdę byłem dla ciebie zbyt oschły, a ty... my... przyjaźnimy się przecież...
-Dorota cię znowu rzuciła?
-Skąd ty to..
-Daruj sobie i wypad z mojego domu.
-Ale...
-Nie słyszałeś? Wypierdalaj! Won!
Tym przyjemnym akcentem zakończyłem kolejny dzień. Do Francji już tak niewiele...

***

Styczeń już był na wykończeniu. Ferie właśnie się zaczęły, a w drzwiach stała już skrupulatnie spakowana moja „walizka”. Była to dosyć duża, czarna torba podróżna na ramię ,wypełniona po same brzegi. Ubraniami? Nie... jedzeniem. Duuużą ilością jedzenia. Przecież jadę na tydzień do żabojadów, muszę się czymś odżywiać...
Wyruszyliśmy wczesnym wieczorem, aby jeszcze przed nocą kolejnego dnia być w mieście miłości. Podroż dłużyła mi się nieeeeeeeemiiiiiłooooosiiiierniiiiieeee. Było tak fatalnie nudno. Wszyscy spali, a ja nie miałem co robić... Czytanie odpadało, bo za ciemno. Internet nie bo już byliśmy w Niemczech. Gra w karty... wszyscy spali. Rozmowa... wszyscy spali. Została mi tylko muzyka. Po chwili i ja usnąłem. Przebudziłem się koło dziewiątej co na szkolnej wycieczce jest chyba nie możliwe... Wokół mnie panowała już ogólna wrzawa, bo rozbudzone dziewczyny koniecznie potrzebowały do toalety. Zatrzymaliśmy się, a one biegły jak po świeże bułeczki. Po pół godzinie mogliśmy jechać dalej.

Obrzeża Paryża już mi się podobały, a to dopiero przedsmak tego wszystkiego. Zatrzymaliśmy się w hotelu, który nie był jednym z tych pięcio gwiazdkowych, ale nie oszukujmy się czego można się spodziewać po takiej cenie. Chociaż mieliśmy telewizory w pokojach. Dostałem dwuosobowy pokój razem z... Wiktorem. Jak się cieszę, że nie był to Aaron. Rozgościliśmy się i po zjedzeniu kolacji oraz omówieniu planu wycieczki wróciliśmy do „apartamentów”
-Idę się przejść- oznajmił mi Wiktor naciskając na klamkę od drzwi
-Iść z tobą?
-Nie. Chcę trochę pobyć sam- uśmiechnął się i wyszedł. Od jakiegoś czasu Vicky był jakiś nie swój. Smutek wciąż mu towarzyszył, a mnie zjadała od środka ciekawość.
Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać książkę. Jednak byłem tak zmęczony, że zasnąłem. Obudziłem się po jakiejś godzinie czy coś koło tego. Wiktora wciąż nie było, więc postanowiłem wypróbować telewizor.
Przeglądałem bezmyślnie francuskie kanały.
-Muzyka, głupoty, głupoty, muzyka, wiadomości...- zabrakło mi tchu- wiadomości... Jezus Maria Wiktor!

                                                                            Nammi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz