Cześć i czołem :D. Dzisiaj nowa notka Us :) To takie niesamowite, że Nammi wyrabia się z terminami *.*
Utracone
Szczęście V
Chłopak siedział na
łóżku.
Spojrzał na mnie pewnie i
odchrząknął
-Cześć Wojtku.
-Wiktor!- podszedłem do
niego i ukucnąłem przy łóżku.- co jest?
-A niiic... takie tam...
-Wiktor! Mów.
-No dobra dobra. Potknąłem
się na schodach jak wracałem od ciebie. Mówiłem przecież, że
nic.
-Ta, dlatego nie poszedłeś
do szkoły. Coś kręcisz. Znam cię.
-Serio musisz wszystko
wiedzieć?- pokiwałem gorliwie głową, a chłopak artystycznie
westchnął- Dobra, niech ci będzie.- Szybkim ruchem odkrył kołdrę
leżącą na jego nogach. Ukazał mi się biały, błyszczący gips.
-Wiik?
-Zadowolony?
-Co ci się kur...-
spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym mniej więcej: powiesz to i
możesz się więcej nie pokazywać w tym domu-...czę stało?
-Jeeju... ile razy mam
powtarzać? Potknąłem się na schodach i tyle. Co z twoją matmą-
Chłopak skrzętnie zmienił temat.
-Dobrze. Vicky, byłeś w
szpitalu nie?
-O tak nareszcie się
udało- ucieszył się chyba- i na sali operacyjnej, a składał mi
nogę chirurg. Można by powiedzieć, że miałem wreszcie operację-
uśmiechnął się szeroko, na co ja skinąłem głową i również
zacząłem się uśmiechać. Jego entuzjazm udzielał się nawet mi.
Ostatnio uśmiechałem się coraz więcej. Przestałem być już tym
bezuczuciowym, zimnym gburem, którego nic nie obchodzi. Zmieniłem
swoje życie o 180○. On je zmienił...
***
Vicky nie chodził do
szkoły. Było nudno. Aaron ciągle unikał mojej obecności, jakby
się czegoś wstydził... Dni uciekały, a za dniami tygodnie,
miesiące. Nauka spędzała mi sen z powiek, ale opłaciło się
matma zdana na czwórę. Wiktor naprawdę napracował się ze mną,
było mi aż wstyd, że nic ode mnie nie dostał w zamian. Niby
przyjaźni się nie wycenia, ale i tak było mi głupio. Coś trzeba
zorganizować... Tylko co?
***
-Mogę już patrzeć?
-Nie Wiktor. Nie możesz.
-Ale ja nic nie widzę...
-Tak ma być- zaśmiałem
się.-Dobra... jeszcze kilka kroków. Już jesteśmy. Możesz
otworzyć oczy-uśmiechnąłem się.
-Wow- jedyne słowa jakie
dał radę wymówić po tym co zobaczył. Staliśmy na starym
żelaznym moście kilka metrów od ruchliwej ulicy. Mimo, że centrum
miasta i w ogóle, to w tym miejscu było tak nastrojowo, że można
było odpłynąć do krainy fantazji. Budynki zbudowane przy samym
brzegu rzeki wyglądały jak wyłaniająca się z dna zaginiona
Atlantyda. Czerwona, uszkodzona cegła nadawała temu miejscu nuty
jakby filmu opisującego wygląd miast po II WŚ, tylko jakby w
kolorze. Po drugiej stronie brzegu rosły dorodne krzaki i drzewa już
o tej porze roku ususzone i bezlistne. Całego uroku dodawał zachód
słońca rozpływający się na niebie i odbijający w wodach rzeki
oraz majestatycznie rozbryzgująca wodę barka na Odrze. Wiktor stał
jak zaczarowany, a ja zaraz obok, do czasu gdy usłyszeliśmy
chrząknięcie za naszymi plecami. Obaj podskoczyliśmy i ostrożnie
odwróciliśmy się do osoby, która zakłóciła nas spokój. Był
to starszy, posiwiały mężczyzna niskiego wzrostu. Na głowie miał
czapkę z daszkiem i ubrany był w jasnozieloną odblaskową
kamizelkę z napisem dozorca. Dziadek popatrzył na nas z dziwnym
uśmiechem i zapytał.
-Wiecie, która godzina? O
tej porze możecie spotkać nieprzyjemnych ludzi.- spojrzałem na
Wiktora, a on na mnie. Skinęliśmy sobie głowami. Gdy ruszyliśmy
szybkim biegiem w stronę ulicy, staruszek wyciągnął zza pleców
łopatę i zaczął nas z nią gonić. Przyspieszyliśmy z Wiktorem
biegu i wpadliśmy prosto do tramwaju, który stał akurat na
przystanku. Wewnątrz było ciepło i musieliśmy uspokoić oddechy.
Gdy już nam się udało spojrzeliśmy znów po sobie i zaczęliśmy
się śmiać zajmując siedzenia w tramwaju.
-Piękne miejsce- Wiktor
wreszcie przełamał ciszę, która między nami powstała po tym jak
skończyliśmy się śmiać.- Kiedy je znalazłeś?
-Jak byłem dzieckiem to
często przychodziłem tu z tatą. On szedł na dworzec, a mnie
zostawiał na ławce przy tym mostku.- Wiktor otworzył buzię, aby
coś powiedzieć, ale ja mu przerwałem- Zanim zaczniesz go oceniać
musisz wiedzieć, że był dla mnie dobrym ojcem, a to traktował
jako swoisty trening samodzielności. Nigdy nie dowiedziałem się co
robił na dworcu i pewnie nigdy się tego nie dowiem.
-Czemu mówisz o ojcu w
czasie przeszłym?
-Ech- westchnąłem- bo on
jest tylko przeszłością. Nie jest już tym samym człowiekiem.
Ten, którego ci opisałem został w przeszłości i moim sercu, a
ten, który żyje obecnie jest dla mnie nikim i lepiej by chyba było
gdyby zdechł...- mruknąłem cicho, ale Wiktor i tak pewnie
usłyszał.
-Nie mów tak. To nadal
twój ojciec.
-Wcale nie! Wolał innych.
Nie chciał już mnie i mamy. A Jowita? Tak się zarzekali, że
chociaż dla niej rodzina będzie cała. Nie chcę patrzeć na tego
psa. Nigdy więcej. Nie chcę zepsuć sobie jego obrazu za czasów,
kiedy go szanowałem. -Łzy jak zwykle same zdecydowały się
wypłynąć z oka bez mojej zgody. Nie chciałem okazywać emocji,
ale one odżyły. Każdy najmniejszy szczegół jego odejścia.
Bolało jak jasna cholera. Najgorszy ból jaki człowiek może zadać
człowiekowi to właśnie zdrada. Poczułem ciepłe dłonie na
policzkach, a następnie ręce wciskające się za mnie i mocno
obejmujące moje skołatane nerwami ciało. Wiktor przytulił mnie
mocno szepcząc:
-Przepraszam, nie
wiedziałem...
Jak dobrze, że Vicky tu
był. Jak dobrze.
Nammi
Cóż, mam nadzieję, że w następnym rozdziale Wiktor pozna jakąś super dziewczynę, bo zaczyna mnie z lekka przerazac jego bliskość z Wojtkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://czytelniczemysli.blogspot.com
No cóż... Nie będę przecież zdradzać dalszej części, więc jeśli chcesz się przekonać zostań do końca :D Również pozdrawiam Nammi
Usuń