środa, 11 listopada 2015

Utracone Szczęście 4

           Siemka. Na wstępie przepraszam, że znowu tak późno, ale miałam dzisiaj małe zawirowanie i trochę nie mogłam się dobrać do komputera... Ale na szczęście na chwilę obecną wszystko opanowane. i można wstawiać 4 część US. :)
_______________________________________________-

                                      Utracone Szczęście IV
Siedziałem w sali cały zdenerwowany. Wirowało mi w głowie niemiłosiernie i skręcało mnie w brzuchu. Czekałem w zniecierpliwieniu na kartkę. Już wszyscy siedzieliśmy osobno, więc nie było na co czekać. Stłumione głosy kłótni nauczycielki z uczniem z przedniej ławki docierały do mnie mimowolnie. Rozglądałem się po całej klasie, aż moje spojrzenie padło na ścianę. Wisiał tam mały obrazek w metalowej ramce. Spoglądał na mnie z niego starzec z aureolą nad głową ze wskazującym palcem wysuniętym do przodu. Jego twarz przejawiała opiekuńczość i troskę. Pod spodem widniał napis „BÓG W CIEBIE WIERZY'' Uśmiechnąłem się sam do siebie i pomyślałem
-Dobrze, że chociaż Ty we mnie wierzysz- i rozpocząłem sprawdzian.
                                    ***
Ta godzina była dla mnie największą męczarnią w życiu. Wypociłem z siebie chyba cale zapasy wody. Mimo wszystko czułem się nieźle. Mam nadzieję, że zdam i będę mógł odwiedzić Paryż... szkoda tylko, że sam skoro to miasto zakochanych...
-Aaron-podbiegłem do niego- Aaron. Jak ci poszło?
-Spoko nawet, ale piątki nie będzie- uśmiechnął się tym swoim zwalającym z nóg białym uśmiechem. Od paru lat nosi aparat ortodontyczny, który sprawi, że jego zęby będą idealnie proste. Będą pasować do idealnej całości mojego przyjaciela. Kształtny nos, pełne usta, lekko pulchne policzki, małe czoło, miękkie lśniące włosy i lekko umięśniona budowa.- Znalazłeś już Wiktora?
Cholera, chyba złapał mnie na tym, że mu się przypatrywałem.
-Nie, a ty? Chciałbym mu podziękować za te korki wczoraj.
-Czaje, ale nie nie widziałem go zapytaj może Kamila. On też jest w matematycznej.
-O dzięki. To... pa.
Odszedłem trochę spochmurniały. Znowu mam wrażenie, że Aaron ma na mnie wyjebke... co ja mu zrobiłem no... I jeszcze ten Kamil. No gdzie on do jasnej... o nareszcie...
-Kamil!- krzyknąłem, żeby mi nie uciekł.
-Hmm. Co? -odpowiedział wyraźnie zaspany
-Widziałeś może Wiktora? Mam do niego sprawę.
-Nie dzisiaj jeszcze nie, a to coś ważnego. Mogę dać ci do niego numer.
-Nie nie trzeba mam ale dzięki. To cześć.
-Trzymaj się ziom.
Super... czyli Vicky'ego nie ma... a może by się tak urwać z infy i wu-efu... Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Ruszyłem do wyjścia nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Musiałem przecież podziękować Wiktorowi za jego ciężką pracę i cierpliwość do mnie. A i w szkole nie chciało mi się siedzieć.
Wyszedłem przez bramy szkoły i odwróciłem się jeszcze raz, w sumie to nawet nie wiem po co. W oknie na piętrze stał Aaron i spoglądał na mnie. Hah ciekawe czy mnie wsypie. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. On tylko prychnął i odwrócił się. Co w niego wstąpiło?
                                   ***
Jeden dzwonek, drugi, trzeci. Już miałem wracać do domu, gdy drzwi otworzyła mi wysoka kobieta. Swoje rude włosy upięła w dość wysoki kok prawdopodobnie po to aby nie opadały na jej wysoki czoło i zielone oczy. Miała na sobie jasną sukienkę i marynarkę. Była jakby damskim odpowiednikiem Vicky'ego.
-Przepraszam! Halo!- kobieta pomachała mi dłonią przed twarzą.
-Tak? Przepraszam zamyśliłem się...- wyjaśniłem zgodnie z prawdą.- jest Wiktor?
-Wiktor? Ach tak jest. A jak się nazywasz i skąd się znacie?
-Ze szkoły, Wojtek proszę pani.
-Wiktor nie mówił mi, że ma w klasie jakiegoś Wojtka, ale cóż zawołam go. Wejdź.
-Dziękuję
Wszedłem do pomieszczenia i ściągnąłem kurtkę, bo było naprawdę ciepło. Przedpokój był nieduży, ale przytulny. Na jednej ze ścian wisiało lustro, a na drugiej szafka na buty. Wszedłem dalej była tu przestronna biała kuchnia z dużą lodówką oklejoną magnesami z różnych stron świata.
-Wojtku.- z jednego pokoju wyszła kobieta, która mnie przywitała. -chodź.
Odwróciłem się i wszedłem do pokoju, jak mniemam Wiktora. Panował tu swoisty nieład, ale słońce padające na półki nie ukazywało kurzu. Ściany były pomalowane jasnym słonecznym odcieniem żółci, a pościel na łóżku swoją zielenią kontrastowała z nimi. Na meblu leżał Wiktor ze spuchniętą twarzą...

                                                                           Nammi


2 komentarze:

  1. Nie wiem, jak ty to robisz, ale za każdym razem jak czytam Twoje opowiadanie to śmieje się do rozpuku. Jesteś czarodziejką! Jestem ciekawa, co też przydarzyło się mojemu imiennikowi. I szkoda,że ten rozdział taki krótki :< Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się następny!
    Pozdrawiam!
    http://czytelniczemysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę że moje notki cię rozbawiaja... ;) rozdział krótki bo, mało czasu Ale postaram się to jak najbardziej nadrobić ;)
    Do następnego
    Nammi

    OdpowiedzUsuń