______________________________________________________________________________________________________
Rozdział
6
„Sielanka”
Opuszczam
łazienkę we wspaniałym nastroju. Idę przed siebie niesiona
zapachem czekolady i truskawek. Wpadam na Sebastiana w kuchni
-Mmm,
a co tu tak pięknie pachnie?-zagaduję chłopaka stojąc za jego
plecami
-Lody
waniliowe z truskawkami i polewą czekoladową według szefa Shymura-
uśmiecha się znad rondelka pełnego czekolady- zadowolona?
-I
to jak- mówię rozpromieniona. Sebastian kończy deser i siadamy na
wielkim łóżku.- słuchaj...mam pytanie
-Słucham,
odpowiem na każde
-Skąd
się wzięliście w LA? Ty i Luca.
-Hah,
to bardzo proste przyjechałem na takie specjalne warsztaty
kulinarne, a Luca się ze mną zabrał.
-Po
co?
-Chciał
cię znaleźć. Byliśmy już na każdym kontynencie oprócz Ameryki.
Musiałaś się tutaj skryć, zresztą, opowiadałaś kiedyś, jak to
interesuje cię Los Angeles.
-Ach...Biedny
Luca. Teraz go męczą w szpitalu. Właściwie ciekawa jestem
dlaczego tak zemdlał...znaczy stracił przytomność- uśmiecham się
-bo przecież faceci nie mdleją, nie?
-Znasz
takie powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje”? Po prostu
uczucie odżyło i chłopak nie wytrzymał napięcia. Chyba nie
powiesz mi ,że twoje serducho nie zapikało mocniej, hym?
Uśmiecham
się lekko wspominając chłopaka w klubie. To jak mnie uniósł nad
ziemię jak przytulił i mogłam dotknąć jego twarzy, poczuć
zapach. Faktycznie, uczucie odżyło
-Rumienisz
się- Sebastian się śmieje, a ja zakrywam twarz dłońmi
-Może
już pójdziemy spać- proponuję
jakoś
dwa tygodnie później
-Halo?
-Cześć
mam mało czasu więc pytam od razu. Jakie masz wykształcenie?
-Nie
żartuj sobie ze mnie Sebastian ,dobrze wiesz ,że mam ledwo maturę
-Hmm...to
zrobisz studia zaocznie
-Co?
-No
pójdziesz na studia ,bo z Lucą załatwiliśmy ci zajebistą robotę
-Czekaj,
czekaj za szybko – wypuszczam ciężko powietrze- kiedy, jaką i
dlaczego. Przecież nikogo o to nie prosiłam
-No
i co z tego. Cassie powiedziała nam jak cię traktują te
„urzędaski”
-Skąd
ona w ogóle..., a już czaje? - zasłaniam dłonią telefon- Cassie!
Przypomnij mi żebym cię udusiła jak skończę rozmawiać.
-Haha-
Sebastian śmieje się do telefonu
-Co
cię tak znowu śmieszy, hmm?
-Nic,
nic. Dobra będę kończyć. Zadzwonię do Luki, żebyście się
umówili na jakieś spotkanie czy coś.
-Nie
trzeba. Naprawdę.
-Co?
Czemu?- słyszę zmartwiony głos chłopaka
-A
co, martwisz się, że nie chcę widzieć się z twoim młodszym
braciszkiem?- zadaję pytanie i odpowiada mi cisza- Spokojnie, nie
martw się. On i tak już u mnie jest. Do usłyszenia. Pa.
-Czekaj
Mad...-nie daję wypowiedzieć się chłopakowi, bo wyłączam
telefon
Wracam
do sypialni. Luca leży na moim łóżku.
-To
na czym skończyliśmy?-pytam rzucając się na łóżko Cassie.
-Chyba
na tym, że muszę cię stąd wyrwać- uśmiecha się zwracając
twarz ku mnie
-No
to próbuj- odpowiadam mu takim samym uśmiechem- a gdzie jest
Cassie?
-Wyszła
jak usłyszała, że ją udusisz, hahah, powiedziała, że nie będzie
nam przeszkadzać.-znów się uśmiecha
-Mam
nadzieje, że się nie upije w trzy dupy bo dwa tygodnie odwyku
diabli wezmą- wzdycham wpychając twarz w poduszkę pachnącą
rumiankiem
-Nie
martw się o nią, jest dorosła, da sobie radę- Luca podchodzi i
głaszcze mnie po głowie- no chodź już bo nas noc zastanie.
-Jest
dwunasta, południe- burczę w poduszkę. Naglę ktoś ciągnie mnie
za nogi-Aaa!!!-krzyczę udając przerażenie. Jestem odwracana na
plecy. Luca zbliża swoją twarz, ku mojej. chwilę patrzy po czym
wykrzykuje, żebym wstawała, bo mnie zrzuci. I zrzuca. Ląduję na
ziemi i spoglądam na niego z dołu.
-Zadowolony?
-I
to jak- uśmiecha się szeroko kierując się w stronę korytarza.
Ciężko podnoszę się z podłogi i idę za Luką
-Mam
nadzieję, że to miejsce warte jest mojego zwleczenia się z
łóżka-teatralnie wymachuję dłońmi
-Mad...
coś ty tak nagle cały entuzjazm straciła- wzdycha wkładając buta
na nogę- oczywiście, że jest warte- uśmiecha się i wkłada na
mnie bluzę. Wychodzimy z mieszkania zostawiając Cassie w
międzyczasie informację o wyjściu. Luca bierze mnie za rękę.
Idziemy parkiem, wokół nas latają jakieś ćwierkające ptaszyny.
W oddali słychać śmiech dzieci i szczekanie psów. Jest świetnie,
a może być lepiej...
Nammi