________________________________
Rozdział
5
„Sebastian”
-I zemdlał
-Jak to? Tak po prostu?
-No tak. A później się
przebudził, jak pobierali mu krew. Jak tylko zobaczył tą ciecz w
strzykawce znowu zemdlał.
-Hahaha. Zabawna historia.
-Sorki Cassie, muszę
kończyć. Lekarz przyszedł. Pa
-Pa...
Wyłączam telefon i
podchodzę do mężczyzny w błękitnym fartuchu.
-Co z nim?
-Pani go tu przywiozła
tak?
-Mhm to ja.
-Mhm to ja.
-Jest pani kimś z
rodziny?
-Hmm...Tak- kłamię- to
mój brat.
-No dobrze. Jest późno w
nocy, więc załatwmy to szybko. Pan Luca jest zdrowy. Omdlenie to z
nadmiaru emocji. Długo się państwo nie widzieli, prawda?-kiwam
głową- Ale skoro już się u nas znalazł, to zrobimy mu rutynowe
badania. Upadając uderzył głową o ziemię?- znów kiwam głową,
a lekarz zapisuje coś w notatniku- Proszę iść do domu, wyspać
się i przyjść jutro w godzinach odwiedzin.
-A...
-On i tak teraz śpi, więc
nie ma sensu tu siedzieć
-No dobrze- uśmiecham
się- Do widzenia.
Idę jasno oświetlonym
chodnikiem wśród drzew, powoli kieruję się ku czarnej alfie.
Rozmyślam nad tym co się dzisiaj stało nad Lucą i tym co między
nami. Siadam na ławce lecz po chwili wychodzę ze szpitala
przywoływana ręką kierowcy czarnej alfy. Leniwie idę dalej
chodnikiem. Powoli podchodzę do Alfy i wsiadam na miejsce pasażera.
Zapinam pas i wzdycham.
-Sebastian
-Hmm?
-Czemu nie chciałeś
wejść?
-Przecież ty
zaopiekowałaś się nim lepiej niż ja kiedykolwiek- bierze moją
głowę w dłonie i całuje jej czubek.
-Dziękuje, chcesz
wiedzieć co z nim?
-Nom, dawaj-uśmiecha się
-Śpi, omdlał z wrażenia
ale stwierdzili że skoro nadarzyła się okazja to go sobie
pobadają. Dobra jedźmy już. Wiesz, która godzina?
-Wiem.-Siedzimy w ciszy,
żadne z nas się nie odzywa. To zaczyna robić się dziwne
-Yhm-przerywam ciszę-
żeby ruszyć musisz włączyć silnik
-Tak tak, ale myślę
gdzie cie tu zawieść...
-Może do domu?
-O nie nie ma mowy-odpala
silnik i powoli rusza- jedziesz ze mną do hotelu
-Ale Sebastian, ja mam
mieszkaniec
-W którym szerzy się od
robaków szczurów i nie masz ciepłej wody
-Skąd ty...
-Cassie mi powiedziała
-Wredna szmata- zakładam
dłonie na przedramiona i odwracam głowę iw stronę szyby-
pożałujesz Cassie
-Oj nie fochaj się, no-
nic nie odpowiadam tylko pogłaśniam radio. Leci jakaś denna
muzyczka, ale foch to foch. Nie odzywam się do Sebastiana aż do
parkingu pod hotelem.
-Wiesz...fajne miejsce
-Wiem
-Człowieku czy ty
wszystko wiesz?- śmieję się
-Chodź- prowadzi mnie do
pięknego wyłożonego szkłem holu. Jest tu jasno bo nad głowami
wiszą wielkie żyrandole. Jest bardzo ciepło. Wsiadamy do windy
pełnej luster. Spoglądam na siebie. Mole! Cuż w zaistniałej
sytuacji mogą poczekać. Wysiadamy i kierujemy się kolejnym
korytarzem prawie na sam koniec. Do drzwi numer 303. Sebastian
otwiera je jakąś kartą i każe mi wejść pierwszej. Rozglądam
się wokół. Rzeczą która najbardziej przykuwa moją uwagę są
wielkie okna na całą ścianę naprzeciw drzwi. Podchodzę, a widok
zapiera mi dech w piersiach.
-Nigdy nie widziałam LA z
tej perspektywy- dukam i podchodzę do dużego łóżka nakrytego
czerwoną pościelą- nie będziesz miał nic przeciwko jak nie wrócę
do domu?
-Wiedziałem, że ci się
spodoba. Może idź się odśwież, a ja przyniosę coś do jedzenia
-Nie trzeba
-Trzeba trzeba. Słuchaj
się starszych- tym razem to on się śmieje- ręczniki są w szafce
nad umywalką, szampon i płyny do kąpieli znajdziesz na wannie. Jak
coś to mnie wołaj
-Tak jest, panie starszy-
wytykam mu język i znikam za drzwiami ogromnej łazienki.
Pomieszczenie wyłożone jest ciemnym kamieniem, a na podłodze leży
mały biały puchaty dywanik. Wanna jest duża i kształtem
przypomina fasolkę. Odkręcam wodę i ściągam z siebie ubrania.
Powoli wchodzę do wanny pełnej gorącej wody i piany. O tak tego mi
było trzeba. O problemach pomyślę sobie później
Nammi