środa, 22 lipca 2015

Szmaragdowe oczy 4

                          Witam i serdecznie przepraszam za moją całkowicie bierną obecność na blogu. Postaram się to jak najszybciej nadrobić. Także bez zbędnego gadania... Rozdział dedykuje panu ,,G'', oto twój ,,Epic Win'' ☺
...............................................................................................


  ,,Szmaragdowe oczy IV"
Wyspałem się jak nigdy w życiu, choć spałem jakieś 4 godziny. Wczesnym rankiem, około godziny ósmej, obudził mnie wrzask przerywany cichutkim pochlipywaniem.
-Przeczytali-mruknąłem do siebie i wyczołgałem się spod ciepłej pierzynki. Zszedłem cichutko na dół i zasiadłem przy stole.
-Co jemy?-powiedziałem tak jakbym o niczym nie wiedział.
-Choi! Ty podły gnojku. Przestraszyłeś nas.- Haru spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Czym niby? Głodny jestem...

Podszedłem do lodówki i zacząłem w niej szperać. Wyciągnąłem coś zjadliwego. Spałaszowałem i popędziłem się ubierać, zostawiając zszokowaną dwójkę samą. Umyty i ubrany wyszedłem z domu i zacząłem przechadzać się po mieście. Mój miły spacer nie trwał zbyt długo, gdyż kilka minut drogi od domu zerwał się wiatr i po chwili szalała już obfita ulewa. Nie przejąłem się nią za bardzo i dalej szedłem.

Do domu wróciłem po dwóch godzinach. Przemoczony do suchej nitki wlazłem do łóżka i błogo zasnąłem.
Chwila szaleństwa odbiła się tygodniem w łóżku z wyrzutami mamy i Haru. Oczywiście musiałem wytłumaczyć moim prześladowcom co mnie napadło i dlaczego ciągle żyję. Tak naprawdę to oni chyba bardziej się przejęli dlaczego i jakim cudem wciąż raczę ich swoją egzystencją. Tak mnie zamęczyli przez tydzień, że czułem się jakby mnie walcem przejechali, ale czego się nie robi dla najbliższych... 
                     
                                         ***

Kolejny poniedziałek. Kolejny szkic. Kolejny nudny dzień. Szkoda, że do wakacji jeszcze tak daleko. Wysiadłem z autobusu i zrezygnowany podążałem za tłumem do szkoły. Nagle ktoś złapał mnie w pasie i obrócił. Nie zdążyłem nawet krzyknąć z przerażenia, bo czyjaś duża, ciepła dłoń zakryła mi usta. Po chwili zauważyłem te śliczne szmaragdowe oczy i uspokoiłem się. Inu zdjął dłoń z moich warg w momencie gdy chciałem go ugryźć.
-Masz ty wyczucie czasu.- prychnąłem na powitanie.
-Mam. Cześć Choi. Ja też się dobrze miewam. Dziękuję, że pytasz.
-Cześć Inu, co u ciebie.- burknąłem zrezygnowany.
-Oh. A co ty taki nie w sosie?
-Hmm. Pomyślmy...jest poniedziałek za dziesięć ósma. Dopiero co przeszedłem zapalenie płuc, a ty od samego rana fundujesz mi niezłą dawkę adrenaliny. Kompletnie nie widzę powodów do złego humoru.
-Ciężki weekend. Rozumiem. Skoro teraz nie chcesz ze mną pogadać, to zobaczymy się po południu.- Inu jak zwykle wyszczerzył się, po czym pstryknął mnie w nos i się oddalił. Stałem w miejscu, aż do momentu, gdy do życia przywrócił mnie szkolny dzwonek.
-Ten facet ma rację. Muszę zacząć panować nad moimi pauzami- mruknąłem i popędziłem na historię sztuki. 

Zawalony szkolnymi obowiązkami kompletnie zapomniałem o porannym ataku Inu. W sumie to nie spodziewałem się, że jeszcze go kiedykolwiek spotkam. Wyszedłem ze szkoły jak zwykle smutny i samotny. Nienawidziłem poniedziałków, a zwłaszcza po dłuższej przerwie. Zawsze byłem niewyspany i rozdrażniony. Zajęty swoimi myślami nie zauważyłem jak na kogoś wpadam. Oprzytomniałem dopiero, gdy ten na kogo wszedłem przygniótł mnie do zimnego chodnika.
-Yyy Inu. Co ty robisz???- wypaliłem zawstydzony do chłopaka leżącego na mnie.
-Zbyt często się zawieszasz. Może trzeba Ci system wymienić?
-Bardzo śmieszne. Złaź już chłopie... Ciężki jesteś.- zaśmiałem się.
-Widzę, że znalazłeś sobie nowego kolegę. To ja się o ciebie martwię, a ty takie rzeczy odwalasz? Jeszcze pod naszą szkołą.- wtrącił Haru, który pojawił się niespodziewanie.
-Haruś, to nie tak jak myślisz.- zacząłem.- Inu to mój znajomy. Dzięki niemu jeszcze możesz mnie oglądać żywego. A co do sytuacji to...przyznaję jest trochę nie na miejscu, ale to nie moja wina. Zagapiłem się i wpadłem na niego. No i ten tępak nie chce ze mnie zleźć.
-Pomóc Ci, czy sam wstaniesz?- Haru podszedł bliżej złotowłosego i zaczął swoją gadkę.
-Już wstaję, wstaję. Nie denerwuj się tak, bo Ci ta pulsująca żyłka na czole wybuchnie.- Inu zaśmiał się dźwięcznie, a zmieszany Haru pomógł mi się podnieść.
-Dobrze. Panu już dziękujemy.- Inu zaczął udawać jakiegoś aktora, próbując przegonić tym sposobem Haru.
-Jak ty możesz się z nim zadawać- mruknął złotooki i się ulotnił zostawiając mnie oraz Inu samych.
-No i pięknie. Haru się obraził. Eh…- westchnąłem- może teraz da mi więcej spokoju w szkole.- myślałem głośno, a Inu przysłuchiwał się. W końcu nie wytrzymał i zapytał.
-Kim jest Haru?
-Yyy...wiesz. Nie będę cię oszukiwać. Haru to mój były chłopak.-mruknąłem i spuściłem głowę wiedząc co zaraz nastąpi.
-Co? Że ty i on. O matko! Ale jak? No mogłem coś przeczuwać, ale... nie to... Osz-Inu wręcz biegał, a nie chodził po dziedzińcu próbując przyswoić sobie co nieco.- Czyli, że... Haru jest gejem czy woli obie płcie? Zatkało mnie. Zazwyczaj ludzie odsuwają się ode mnie lub szydzą i obrażają, a ten wariat pyta o Haru... Zaśmiałem się, a potem zacząłem tłumaczyć Inu wszystko po kolei.

Szliśmy parkiem i rozmawialiśmy.
-Inu?
-Tak Choi?
-Czemu ty właściwie zainteresowałeś się złotookim?
-Bo jak dla mnie nie wygląda na takiego co lubi chłopców. Skończmy już gadać o nim i pomówmy o nas.- Inu wypiął klatkę do przodu dumnie krocząc.
-Co?- zdziwiłem się zapędami nowego kolegi.
-Jestem oburzony twoim zachowaniem. Od naszego poprzedniego spotkania nie dałeś znaku życia.
-Bo byłem chory.
-Nie zadzwoniłeś!
-Bo nie dałeś mi swojego numeru.
-Nie biegałeś zrozpaczony po mieście.
-Bo chodzę do szkoły Geniuszu. Coś jeszcze Panie Szerloku?
-Yyy... Myślę, że to chyba wszystko, ale nie myśl sobie, że Ci daruję tak po prostu. O nie!- Inu zaśmiał się złowieszczo.
-Inu!!! Wróć. Co ty odwalasz?
-Hahaha. Aleś ty strachliwy Choi. A skoro już weszliśmy na temat komunikacji to może dasz mi swój numer?- Inu zaśmiał się już normalnie. Wymieniliśmy się kontaktami i każdy poszedł w swoją stronę.
                                                  ***
Haru przechadzał się korytarzem spokojnie i majestatycznie. Obraził się na mnie na całego po wczorajszym incydencie. Nie dość, że do końca poniedziałku nie dał znaku życia, to dziś od dwóch godzin udaje, że mnie nie ma. Co za dziecinne zabawy. Czasem mam wrażenie, że to zupełnie inny człowiek niż sprzed kilku miesięcy.

Przestałem na niego spoglądać i zatopiłem się w swoich myślach patrząc na Inu stojącego tuż przede mną. Nagle z mojej utopijnej agonii wyrwał mnie wrzask Haru. Biegła za nim jakaś dziewczyna, która ewidentnie czegoś od niego chciała.
-Grr...Zostaw mnie w świętym spokoju!
-Po moim trupie. Nie oddam Cię żadnej INNEJ! Słyszysz?
-Jakiej innej? Nie interesują mnie kobiety! Zrozum to wreszcie.
-Ale Pysiaczku... To wszystko da się odkręcić– mówiła przymilnym głosikiem, a Haru wpadał powoli w czarną rozpacz.-Że co? Chcesz mi zmienić orientację? Chyba Cię blondi do reszty powaliło.
-Mnie nie, ale Ciebie tak. Jak ty możesz woleć chłopców?
Haru opadł z reszty sił i złapał się ostatniej deski ratunku, czyli mnie.
-Choi. Błagam Cię! Wybacz mi i zabierz to chodzące natręctwo ode mnie, bo jej zaraz łeb urwę...
Westchnąłem i podszedłem do tego nieszczęśnika ciągnąc za sobą Inu.
-Witaj!-odezwałem się do blondynki- Jestem Choi.
-Znam Cię. Chodzimy razem na francuski.- burknęła dziewczyna z zamiarem kontynuowania ataku na Haru. Niestety musiałem ją ubiec mówiąc:
-A może przejdziemy się do biblioteki? Ta dwójka ma sobie mnóstwo rzeczy do wyjaśnienia.

Dziewczyna spojrzała na złotookiego wzrokiem mówiącym ,,I tak Ci nie odpuszczę, więc nawet nie próbuj się chować'', następnie zlustrowała Inu lodowatym spojrzeniem i podreptała za mną na ostatnie piętro naszej akademii. Chłopcy zostali sami.

-No! Haru. Porozmawiajmy, skoro Choiki tak chce- mruknął Inu zbliżając się nieznacznie do złotookiego.
-Odczep się od mojego Choi!- warknął Haru.
-Hej, hej. Nie tak ostro. Mieliśmy tylko rozmawiać. Uśmiechnij się i udawaj, że jesteś zadowolony.
Pomimo tak ochoczych słów chłopak pozostał niewzruszony i nadal pozostawał w bojowej pozycji.
-Niby czemu. Zabierasz mi osobę, na której mi tak cholernie zależy. Nie masz za grosz wyrozumiałości! Nie widzisz, że ja go kocham...?- Płomiennowłosy uspokoił się i powiedział ostatnie słowa z takim smutkiem, jakby się miał zaraz rozpłakać.
-Wzruszyłem się!- Inu podbiegł do zdezorientowanego Haru i wtulił się w jego ramię szepcząc przez zaciśnięte zęby:
-Zostaw Choiego w spokoju, albowiem taka jest Jego wola.
-Co?- Haru zdębiał jeszcze bardziej- O czym ty znowu mówisz?
-Jaki ty jesteś niedomyślny...
Zapanowała między nimi chwilowa cisza, którą przerwał Inu mówiąc:
-Jesteście braćmi.

                                                                                                                                        Nammi

czwartek, 2 lipca 2015

Szmaragdowe oczy 3

               Dzisiaj wrzucam 3 część Szmaragdowych, ponieważ w najbliższych dniach spotka mnie brak internetu, najgorsze zło. Tak przy okazji życzę wszystkim udanych wakacji :)
....................................................................................................
   ,,Szmaragdowe oczy III"
Wybiegłem ze szkoły i popędziłem co sił w nogach do mojego Dojo, najlepszego w całym Tokio miejsca nauki Aikido. Nie jestem Japończykiem, Haru też nie, ale tu mieszkamy. Od progu powitała mnie wiecznie uśmiechnięta kobieta częstująca sake. Jakim cudem nie odziedziczyłem po niej tego zmysłu gościnności. Dla mnie było wszystko jedno jak będzie czuł się mój gość. Wstąpiłem do szatni i wcisnąłem się w białe ubranko. Może i nie miałem czarnego pasa, ale broniłem się całkiem nieźle.

Wszedłem na matę i zacząłem się rozciągać czekając na Senseja. Chciałem oczyścić swoją duszę z negatywnych emocji. To co zamierzałem zrobić potrzebowało jeszcze duchowego wyciszenia. Wreszcie mężczyzna podszedł do mnie i przywitaliśmy się. Rozpoczęły się zajęcia. Czułem się wspaniale. Zwłaszcza gdy ból obezwładniał moje ciało, a duch wznosił się poza wyżyny niebieskie. Trening się zakończył. Utwierdzony w swoim postanowieniu, umyty, ubrany i uczesany po ćwiczeniach podszedłem do matki.
-Mamo...- zacząłem niepewnie– Czy… czy zawsze będziesz mnie kochać? Nie odrzucisz mnie za jakąś głupotę?- mówiłem nie owijając w bawełnę.
-Synku będę cię kochać zawsze, bez względu na to co się stanie.- kobieta uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno tak jakby przeczuwała, że to nasz ostatni uścisk.
-Kocham Cię mamo- wyszeptałem wprost w jej ucho płacząc głośno- Nie zapomnij jak bardzo Cię kocham.
-Idź już dziecko. Idź. Też bardzo Cię kocham synku.
Kobieta wypchnęła mnie z Dojo i zaczęła rozpaczliwie płakać. Nie odradzała mi nic, nie załamywała rąk nad tym, jakiego słabego ma syna. Przyjęła to na klatę jak prawdziwa głowa rodziny.
Wpadłem do domu i zająłem się pisaniem pożegnalnego listu.

,, Moi najbliżsi...
Chciałbym wam powiedzieć jak bardzo mi na was zależy. Niestety nie umiem wyrazić tego poprzez słowa. Kumuluję w sobie różne nieznane mi i nienazwane emocje. Czuję się całkiem pusty, a zarazem przepełniony po brzegi.

Mamo: Przepraszam za to, że nie byłem taki jak tata i to ty musiałaś się opiekować mną, a nie ja tobą. Chciałbym podziękować Ci za te 17 lat udręki ze mną, za nerwy trzymane na wodzy gdy coś przeskrobałem, za cierpliwość do mojej niesamodzielności i za tą niesamowitą miłość okazywaną mi codziennie. Kocham Cię mamo.
                                                                                    Przepraszam

Haru: Do Ciebie czuję to samo. Szaleję za tobą. Za twoimi pełnymi piaskowymi wargami, alabastrowymi policzkami, świdrującymi złotymi oczami. Za twoimi pomarańczowo- czarnymi włosami oraz twoją psychodeliczną naturą. Kocham Cię całego, ale zraniłeś mnie bardzo i chciałbym, żebyś to wiedział i pamiętał o tym przez wieczność.
                                                                Przepraszam za wszystko

Tato: Już niedługo się spotkamy... 
                                                  Ten, który rozpieprzył Wam życia."

Skończyłem pisać ten głupi list i zacząłem się zastanawiać gdzie go położyć. Był on schowany w niebieską kopertę. Odcień tego błękitu był zimny jak lód. Podobnie czuło się moje serce. Zobojętniałe i zmrożone wydarzeniami z ostatnich lat. Postanowiłem położyć pismo wśród kwiatów, które tak kochałem. Miejsce całkiem widoczne, ale nie wszyscy dojrzeliby kopertę. Otworzyłem zasuwę przy drzwiach i ruszyłem do łazienki w celu skończenia ze sobą. Coś mnie jednak tchnęło, odłożyłem żyletki tam skąd je wziąłem i nie zabiłem się. W zamian przebrałem się w jakieś ciemne dresy, w których nie ukrywajmy wyglądałem świetnie. Umyśliło mi się uczesać tak jak jeszcze nigdy skoro miał to być mój ostatni moment na świecie. Mianowicie, uplotłem sobie dwa warkoczyki. Kiedy spojrzałem na odbicie w pękniętym lustrze, zacząłem się śmiać. Wyglądałem jak 10 letnia dziewczynka. 

Wyszedłem z domu w całkiem dobrym humorze i zacząłem kierować się w świetle wczesnoletniego księżyca ku nieznanemu mi miejscu. Było już dobrze po północy, gdy dotarłem nad mostek zawieszony ponad niewielkim strumykiem. Myślałem, jak tu skoczyć, żeby bolało najmniej i śmierć nadeszła szybko. Pomimo szczerych chęci nie mogłem tego zrobić, gdyż akwen wodny był zbyt płytki i moja próba samobójcza mogłaby się najwyżej skończyć kalectwem. Postanowiłem poszukać innego miejsca. 

Odwróciłem się i zamarłem. Kilka centymetrów nad moją głową widniały dwa piękne punkciki. Oczy. Szmaragdowe oczy. Ich blond włosy właściciel był wyższy ode mnie i nieco silniejszy. Pod jego białą, przylegającą do ciała koszulką znajdował się umięśniony brzuszek, od którego nie mogłem oderwać wzroku. Zachwycałem się nim przez chwilę, po czym czyjś dotyk przywrócił mnie do świadomości.
-Wszystko okej? Wyglądasz co najmniej jakbyś zobaczył ducha- zażartował nieznajomy.
-Właśnie... Jestem Choi. Jeżeli natomiast ty egzystujesz jako wampir czy wilkołak to proszę: Zabij mnie! Jeśli nie to daj mi iść. Mam sprawę do załatwienia.- powiedziałem niezwykle śmiało i naturalnie, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż zazwyczaj nie byłem otwarty w stosunku do nieznajomych, Zresztą... do znajomych też nie.
-Taaak. Inu jestem, miło mi. Niestety nie jestem żadnym z wyżej wymienionych, także... wiesz. Przechodziłem tędy i stwierdziłem że możesz być miłym kompanem do wędrówki po okolicach, to pewnie przez tą fryzurę. Pomyślałem...Ops. Ale ze mnie gaduła, a ty się gdzieś spieszysz. Przepraszam już cię przepuszczam.- piękna istota przestała mówić, odsunęła się kawałek i zachęciła gestem, abym szedł. Ja tylko pokręciłem przecząco głową i zadałem kolejne bezsensowne pytanie.
-Przypominasz mi kogoś, czy tylko mi się wydaje?
-Nie pamiętam abyśmy się już wcześniej spotkali- młodzieniec wyszczerzył się, a ja kontynuowałem swój głupi wywiad. Jakimś cudem mój mózg stwierdził, że ta nowa znajomość może być niezwykle intrygująca i zrezygnował z pośpiechu na tamten świat.
-Chcesz mi powiedzieć o czym pomyślałeś? Widzisz...ja przemyślałem wszyściutko dokładniej i jednak nie spieszy mi się aż tak bardzo jak uważałem uprzednio- uśmiechnąłem się do nowego kolegi naprawdę szczerze i ciepło. Ten gest nie towarzyszył mi od dłuższego czasu i dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo krzywdziłem swoich najbliższych będąc w tej agonii.
Inu podszedł do mostu i oparł się o barierkę patrząc na nurt wody. Uśmiechnął się bardzo promiennie i szeroko. Jego złote włosy zabłyszczały w świetle księżyca, a piękne szmaragdy spojrzały na mnie.
-Tak. Możesz wiedzieć o czym myślałem.- powiedział odrobinę nieobecny.- Mam wielką nadzieję, że dasz się zaprosić na spacer po okolicy.
- Yyy...
-Gubię się w topografii tego miejsca i nie mam zielonego pojęcia gdzie co się znajduje- Inu kontynuował.
-Jasne możesz na mnie liczyć, ale nie uważasz, że środek nocy to trochę nieodpowiednia pora jak na zwiedzanie?
-Nie.- odparł bez zastanowienia- tam skąd pochodzę jest właśnie 6 po południu...także nie widzę problemu.
Inu odwrócił się i zaczął defilować po mostku. Momentalnie zawrócił i wziął zdezorientowanego mnie pod rękę mówiąc:
-Pozwoli pan, że najpierw skierujemy się w tę stronę.- lekko zmieszany i z zaburzoną równowagą runąłem na chłopaka. Inu upadł na ziemię, a ja osunąłem się na jego piękne ciałko. Leżałem na nim chłonąc niesamowite ciepło bijące z jego ciała. Ocknąłem się z letargu gdy Inu lekko zepchnął mnie ze swojego ciała.
-Zapowiada się ciekawa noc- zażartował- często miewasz takie pauzy? Buldożerem bym cię nie doprowadził do porządku.
-Oj nie dramatyzuj tak. To przypadek...
-Widzę w ciągu niecałych 30 minut zdarzyło Ci się dwa razy.- nowy znajomy zaczął się śmiać, a ja spurpurowiałem wstając i otrzepując spodnie.
-To jak, idziemy?- zapytał już całkiem spokojny Inu. Kiwnąłem głową i ruszyłem za chłopakiem, który zbliżył się i wziął mnie za rękę. Spojrzałem na niego urażony.
-No co? Nie patrz się tak- zrobił smutną minkę- nie chcę, żebyś mi się zgubił.
-Ej ale to ty się mógłbyś zgubić, a nie ja!
-Nom, a co to zmienia?- burknął młodzieniec i zaczęliśmy się śmiać.

Wędrowaliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Dowiedziałem się, że Inu ma niedługo 20 urodziny, że czasem pogrywa na harfie, pianinie, flecie, gitarze i perkusji oraz pisze teksty, układa choreografie i śpiewa. Chodzący ideał, a do tego ten jego brzuszek... Ja nigdy nie będę choć w części taki jak on... Zajączek szaraczek byłby ode mnie zapewne ciekawszy. Zbliżała się 3:30 gdy się pożegnaliśmy. Słońce jeszcze nie wstało kiedy wskoczyłem pod cieplutką kołdrę pełen nowych chęci do życia. Mam tylko nadzieję, że się znowu nie zakochałem...
                             
                                                                                                                               Nammi

środa, 1 lipca 2015

Szmaragdowe oczy 2

                Wstawiamy dwójeczkę :)
 Miałam zamiar wstawić ją wczoraj, ale miałam niemałe problemy z internetem. Właśnie jak chodzi o internet, to przez tego ''dziada'' rozdziały nie będą dodawane systematycznie , za co z całego serca przepraszam, a teraz zapraszam do czytania ☺
..........................................................................................................
,, Szmaragdowe oczy II"


Jakim cudem ja nie widziałem w nim tego podłego chama, który odebrał mi na powrót chęć do życia. Czy byłem tak zaślepiony jego urokiem osobistym, charyzmą i pięknym śnieżnobiałym uśmiechem? Za kogo ja się uważałem? Za super chłopaka, który może mieć każdego kogo zapragnie? Jednak Ci wszyscy co mnie wyszydzali mieli rację. Jestem tylko i wyłącznie metro- i homoseksualistą. Co z tego, że ja też mam uczucia i chcę kochać. Nikt nie powinien znać mnie od tej strony. Snułem swoje rozważania do późnej nocy, aby rano wstać nieprzytomnym, ale za to z podjętą decyzją. 

Dumnie podniosłem się z pościeli, choć z czego ja miałem być dumny... Samobójca jest tchórzem nieumiejącym zapanować nad chęcią ukarania innych brakiem swojej osoby. Była godzina 6:15, a do przyjazdu autobusu miałem niecałe półtorej godziny. Postanowiłem wreszcie wyjść z domu i dostać się na zajęcia. Stwierdziłem, że dziś zaszaleję. Wyciągnąłem z szafy czerwone spodnie w bordową kratę i matową czarną koszulę bez rękawów, aby wyeksponować mój tatuaż, o którego istnieniu wiedział tylko Haru. Brzmiał on po koreańsku mniej więcej jak ,,Życie jest proste. Dokonujesz wyboru i nie patrzysz wstecz."* Zrobiłem go sobie miesiąc po śmierci ojca. Zawsze powtarzał te słowa, kiedy mówiłem mu jak bardzo chciałbym cofnąć czas. Tatuaż prezentował się pięknie na moim odsłoniętym przedramieniu. Jeszcze makijaż. Jak zwykle mocny i ciemny, do tego kolczyki. Jeden na łuku brwiowym i jeden w wardze. Czarne włosy upiąłem w kucyk, a kolorową grzywkę przełożyłem na prawą stronę. Zacząłem oglądać w lustrze efekt końcowy i stwierdziłem, że wyglądam całkiem całkiem. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do kuchni, aby zjeść jeszcze ciepłe naleśniki z czekoladą i syropem klonowym upichcone przez moją kochającą mamę. Po posiłku wypucowałem ząbki i zabierając torbę z książkami wybrałem się na spotkanie ze znienawidzonym światem. 

Dotarłem na przystanek w idealnym momencie. Autobus był dwie przecznice dalej czyli mogłem jeszcze chwilkę odsapnąć. Gdy środek lokomocji nadjechał wsiadłem i po zakupieniu biletu ruszyłem do szkoły.

Szukałem Haru na wszystkich korytarzach, ale na nic mi się to zdało, gdyż chłopaka nigdzie nie było. Postanowiłem zaczekać na niego przed klasą. Usiadłem na jakimś stole i zacząłem czytać nudną książkę. Miałem właśnie przewrócić drugą stronę kiedy książka spadła z hukiem na ziemię.
-Co ty sobie wyobrażasz!? Zawału bym dostał. - krzyknąłem do oprawcy trzymając dłoń w miejscu gdzie powinno znajdować się moje serce.
-Szukałeś mnie. Po co? Chcesz coś usłyszeć, powiedzieć?
-Tak. Oddaj mi książkę– prychnąłem.
-Dobra. Zaraz. Odpowiedz na pytanie. Po co mnie szukałeś? - odpowiedział.
-Nie szukałem.
-Łżesz- wysyczał mi do ucha Haru.
-Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Hmm?
-Widzę to w twoich nieziemskich, kocich oczach. Może jednak chcesz mi coś powiedzieć?
-Ja nie. Ale... Ty... Wy-pier-dku ma-mu-ta mało-lata**?-Choi! Nie nazywaj mnie tak- Haru spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.-A powiesz mi coś?- fałszywy uśmiech tryumfatora zagościł na mojej twarzy gdy zauważyłem, że udało mi się zagiąć byłego chłopaka.
-Ehh...Przepraszam Choi za wczoraj i... Za wszystko. Nie powinienem być dla ciebie nieuprzejmy i w ogóle- Haru tak się przejął swoim przemówieniem, że aż uronił łezkę.
Podszedłem do tego nieszczęśnika i przyjaźnie uściskałem.
-Wybaczam ci Haru, ale nie myśl, że połączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń. Odwróciłem się i poszedłem na zajęcia.Usiadłem w ostatniej ławce, włożyłem do uszu słuchawki i zacząłem szkicować. Były to moje ulubione zajęcia. Matka wysłała mnie na rysunek, gdyż stwierdziła, że mam niebiański talent. Skończyłem swoje dzieło, które notabene zacząłem i skończyłem na 1 lekcji, zaniosłem do oceny profesora. Nauczyciel oglądał moją ilustrację z każdej strony z dziwną, lekko zdezorientowaną miną. W końcu nie wytrzymał i wypalił.
-Czy może mi pan powiedzieć co to jest!?
-Hmm- zastanowiłem się- to- wskazałem na usmoloną sadzą uśmiechniętą czaszkę z kwiatem na kości skroniowej- jest głowa kościotrupa, a to- wskazałem na zadziornie spoglądającego demona o figlarnie uśmiechających się pełnych ustach.- jest demon.
-Choi. Ja ciebie błagam... Przecież widzę co tu jest. Pytam się o przekaz i czemu w tle widnieje pęknięte serce.- nauczyciel zaczął załamywać ręce.
-Kiedyś pewien demon, nazwijmy go H, wydostał się z czarnej otchłani i pojawił się na niebieskiej planecie Ziemia. Błąkał się przez wiele lat przyjmując postacie najróżniejszych zwierząt. Pewnego dnia został zastrzelony pod postacią jelenia. Ulotnił się z jego ciała i opętał myśliwego, aby dostać się do świata ludzi. Musiał szybko opuścić jego ciało, gdyż było ono nietrwałe i bardzo chore. Tym razem demon sam przyjął postać człowieka nie opętując nikogo. Zatrudnił się w redakcji gazety NiNMNO czyli Nikt i Nic Mnie Nie Oszuka lub jak twierdził H- Opęta. W redakcji pracował pewien młody mężczyzna, nazwijmy go C, który był rysownikiem i bardzo kochał naturę, więc zawsze do niej nawiązywał w swoich dziełach. H i C zaprzyjaźnili się i spędzali ze sobą dużo czasu, gdyż H był pomysłodawcą, a C wykonawcą wszystkich prac. Po czasie bliżej nieokreślonym C zakochał się w H i do końca życia, które nie trwało zbyt długo nie powiedział mu o swoich uczuciach. Jego serce zabrał demon, aby móc je adorować w piekielnej otchłani. Jego misja była skończona, zdobył prawdziwą miłość i zabrał jej część do krainy wiecznej rozpaczy. 

Skończyłem historię i spojrzałem na profesora. Jego wzrok był zamglony, a po policzku, jak perłowe koraliki, spływały łzy. Zacząłem się śmiać i wypaliłem.
-Czy to znaczy, że dostałem 6?
-Choi... to było piękne. Masz tą swoją 6 i nic nie widziałeś. Tak!?
-Dobrze psorze. Do widzenia.Wyszedłem z klasy i skierowałem się w stronę jadalni z zamiarem spałaszowania pożywnego obiadu. Rozumiem, że każdy musi kiedyś jeść, ale ja oczywiście jak na złość trafiłem na Haru i jego głupich adoratorów.
-Cześć Kocie...- chłopak pojawił się mrucząc mi do ucha.
-Spadaj Haru. Zmęczony jestem- burknąłem i wróciłem do jedzenia.-Oj Choi co jest z tobą? Chłopcy przynieście nam wody. Adoratorzy najlepszego sportowca w szkole rzucili się, aby zabłysnąć przed swoistym guru pierwszaków. Haru zaśmiał się tylko i przysunął bliżej mojego podbródka. Patrzył się na mnie, by po chwili zacząć wodzić palcem po całej mojej twarzy. W końcu wymruczał między dotykaniem mojego policzka i nosa.
-Pięknie dziś wyglądasz.
-Wiem.- wypaliłem i chciałem wrócić do jedzenia, lecz silna dłoń mojego byłego zawróciła bieg głowy.
-Nie boisz się już?
-Czego? - jego pytanie bardzo mnie zdziwiło.
-No wiesz...regulamin. Ta kolorowa grzywka opadająca na twarz, kolczyki i wyeksponowałeś, swój wiecznie skrywany, tatuaż. Poza tym jestem zazdrosny - Haru wydął wargi i odrzucił głowę do tyłu tym samym puszczając mój podbródek.
-Nie jesteśmy już razem, więc nie wiem o co ci chodzi!- mruknąłem między kolejnymi kęsami.
-Dobra Choi dałbyś już spokój. Oboje wiemy, że nie chcesz się fochać. Do tego...było nam tak dobrze razem.
-Święte słowa. Było.- podniosłem się z krzesła i wytarłem usta serwetką- Żegnaj Haru.
-Nieee. Choi nie waż się tak mówić. Gnojku coś ty znowu wymyślił
-...
- Kooochaaam Cięę Choi- Haru krzyknął i załkał klękając na środku stołówki.Odwróciłem się i prychnąłem mówiąc:
-Nie kompromituj się dzieciaku.


                                                                                                       Nammi
                                                                                                 

*- cytat z filmu Szybcy i Wściekli, Tokio Drift
**- słowa mojego taty :)