środa, 1 lipca 2015

Szmaragdowe oczy 2

                Wstawiamy dwójeczkę :)
 Miałam zamiar wstawić ją wczoraj, ale miałam niemałe problemy z internetem. Właśnie jak chodzi o internet, to przez tego ''dziada'' rozdziały nie będą dodawane systematycznie , za co z całego serca przepraszam, a teraz zapraszam do czytania ☺
..........................................................................................................
,, Szmaragdowe oczy II"


Jakim cudem ja nie widziałem w nim tego podłego chama, który odebrał mi na powrót chęć do życia. Czy byłem tak zaślepiony jego urokiem osobistym, charyzmą i pięknym śnieżnobiałym uśmiechem? Za kogo ja się uważałem? Za super chłopaka, który może mieć każdego kogo zapragnie? Jednak Ci wszyscy co mnie wyszydzali mieli rację. Jestem tylko i wyłącznie metro- i homoseksualistą. Co z tego, że ja też mam uczucia i chcę kochać. Nikt nie powinien znać mnie od tej strony. Snułem swoje rozważania do późnej nocy, aby rano wstać nieprzytomnym, ale za to z podjętą decyzją. 

Dumnie podniosłem się z pościeli, choć z czego ja miałem być dumny... Samobójca jest tchórzem nieumiejącym zapanować nad chęcią ukarania innych brakiem swojej osoby. Była godzina 6:15, a do przyjazdu autobusu miałem niecałe półtorej godziny. Postanowiłem wreszcie wyjść z domu i dostać się na zajęcia. Stwierdziłem, że dziś zaszaleję. Wyciągnąłem z szafy czerwone spodnie w bordową kratę i matową czarną koszulę bez rękawów, aby wyeksponować mój tatuaż, o którego istnieniu wiedział tylko Haru. Brzmiał on po koreańsku mniej więcej jak ,,Życie jest proste. Dokonujesz wyboru i nie patrzysz wstecz."* Zrobiłem go sobie miesiąc po śmierci ojca. Zawsze powtarzał te słowa, kiedy mówiłem mu jak bardzo chciałbym cofnąć czas. Tatuaż prezentował się pięknie na moim odsłoniętym przedramieniu. Jeszcze makijaż. Jak zwykle mocny i ciemny, do tego kolczyki. Jeden na łuku brwiowym i jeden w wardze. Czarne włosy upiąłem w kucyk, a kolorową grzywkę przełożyłem na prawą stronę. Zacząłem oglądać w lustrze efekt końcowy i stwierdziłem, że wyglądam całkiem całkiem. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do kuchni, aby zjeść jeszcze ciepłe naleśniki z czekoladą i syropem klonowym upichcone przez moją kochającą mamę. Po posiłku wypucowałem ząbki i zabierając torbę z książkami wybrałem się na spotkanie ze znienawidzonym światem. 

Dotarłem na przystanek w idealnym momencie. Autobus był dwie przecznice dalej czyli mogłem jeszcze chwilkę odsapnąć. Gdy środek lokomocji nadjechał wsiadłem i po zakupieniu biletu ruszyłem do szkoły.

Szukałem Haru na wszystkich korytarzach, ale na nic mi się to zdało, gdyż chłopaka nigdzie nie było. Postanowiłem zaczekać na niego przed klasą. Usiadłem na jakimś stole i zacząłem czytać nudną książkę. Miałem właśnie przewrócić drugą stronę kiedy książka spadła z hukiem na ziemię.
-Co ty sobie wyobrażasz!? Zawału bym dostał. - krzyknąłem do oprawcy trzymając dłoń w miejscu gdzie powinno znajdować się moje serce.
-Szukałeś mnie. Po co? Chcesz coś usłyszeć, powiedzieć?
-Tak. Oddaj mi książkę– prychnąłem.
-Dobra. Zaraz. Odpowiedz na pytanie. Po co mnie szukałeś? - odpowiedział.
-Nie szukałem.
-Łżesz- wysyczał mi do ucha Haru.
-Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Hmm?
-Widzę to w twoich nieziemskich, kocich oczach. Może jednak chcesz mi coś powiedzieć?
-Ja nie. Ale... Ty... Wy-pier-dku ma-mu-ta mało-lata**?-Choi! Nie nazywaj mnie tak- Haru spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.-A powiesz mi coś?- fałszywy uśmiech tryumfatora zagościł na mojej twarzy gdy zauważyłem, że udało mi się zagiąć byłego chłopaka.
-Ehh...Przepraszam Choi za wczoraj i... Za wszystko. Nie powinienem być dla ciebie nieuprzejmy i w ogóle- Haru tak się przejął swoim przemówieniem, że aż uronił łezkę.
Podszedłem do tego nieszczęśnika i przyjaźnie uściskałem.
-Wybaczam ci Haru, ale nie myśl, że połączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń. Odwróciłem się i poszedłem na zajęcia.Usiadłem w ostatniej ławce, włożyłem do uszu słuchawki i zacząłem szkicować. Były to moje ulubione zajęcia. Matka wysłała mnie na rysunek, gdyż stwierdziła, że mam niebiański talent. Skończyłem swoje dzieło, które notabene zacząłem i skończyłem na 1 lekcji, zaniosłem do oceny profesora. Nauczyciel oglądał moją ilustrację z każdej strony z dziwną, lekko zdezorientowaną miną. W końcu nie wytrzymał i wypalił.
-Czy może mi pan powiedzieć co to jest!?
-Hmm- zastanowiłem się- to- wskazałem na usmoloną sadzą uśmiechniętą czaszkę z kwiatem na kości skroniowej- jest głowa kościotrupa, a to- wskazałem na zadziornie spoglądającego demona o figlarnie uśmiechających się pełnych ustach.- jest demon.
-Choi. Ja ciebie błagam... Przecież widzę co tu jest. Pytam się o przekaz i czemu w tle widnieje pęknięte serce.- nauczyciel zaczął załamywać ręce.
-Kiedyś pewien demon, nazwijmy go H, wydostał się z czarnej otchłani i pojawił się na niebieskiej planecie Ziemia. Błąkał się przez wiele lat przyjmując postacie najróżniejszych zwierząt. Pewnego dnia został zastrzelony pod postacią jelenia. Ulotnił się z jego ciała i opętał myśliwego, aby dostać się do świata ludzi. Musiał szybko opuścić jego ciało, gdyż było ono nietrwałe i bardzo chore. Tym razem demon sam przyjął postać człowieka nie opętując nikogo. Zatrudnił się w redakcji gazety NiNMNO czyli Nikt i Nic Mnie Nie Oszuka lub jak twierdził H- Opęta. W redakcji pracował pewien młody mężczyzna, nazwijmy go C, który był rysownikiem i bardzo kochał naturę, więc zawsze do niej nawiązywał w swoich dziełach. H i C zaprzyjaźnili się i spędzali ze sobą dużo czasu, gdyż H był pomysłodawcą, a C wykonawcą wszystkich prac. Po czasie bliżej nieokreślonym C zakochał się w H i do końca życia, które nie trwało zbyt długo nie powiedział mu o swoich uczuciach. Jego serce zabrał demon, aby móc je adorować w piekielnej otchłani. Jego misja była skończona, zdobył prawdziwą miłość i zabrał jej część do krainy wiecznej rozpaczy. 

Skończyłem historię i spojrzałem na profesora. Jego wzrok był zamglony, a po policzku, jak perłowe koraliki, spływały łzy. Zacząłem się śmiać i wypaliłem.
-Czy to znaczy, że dostałem 6?
-Choi... to było piękne. Masz tą swoją 6 i nic nie widziałeś. Tak!?
-Dobrze psorze. Do widzenia.Wyszedłem z klasy i skierowałem się w stronę jadalni z zamiarem spałaszowania pożywnego obiadu. Rozumiem, że każdy musi kiedyś jeść, ale ja oczywiście jak na złość trafiłem na Haru i jego głupich adoratorów.
-Cześć Kocie...- chłopak pojawił się mrucząc mi do ucha.
-Spadaj Haru. Zmęczony jestem- burknąłem i wróciłem do jedzenia.-Oj Choi co jest z tobą? Chłopcy przynieście nam wody. Adoratorzy najlepszego sportowca w szkole rzucili się, aby zabłysnąć przed swoistym guru pierwszaków. Haru zaśmiał się tylko i przysunął bliżej mojego podbródka. Patrzył się na mnie, by po chwili zacząć wodzić palcem po całej mojej twarzy. W końcu wymruczał między dotykaniem mojego policzka i nosa.
-Pięknie dziś wyglądasz.
-Wiem.- wypaliłem i chciałem wrócić do jedzenia, lecz silna dłoń mojego byłego zawróciła bieg głowy.
-Nie boisz się już?
-Czego? - jego pytanie bardzo mnie zdziwiło.
-No wiesz...regulamin. Ta kolorowa grzywka opadająca na twarz, kolczyki i wyeksponowałeś, swój wiecznie skrywany, tatuaż. Poza tym jestem zazdrosny - Haru wydął wargi i odrzucił głowę do tyłu tym samym puszczając mój podbródek.
-Nie jesteśmy już razem, więc nie wiem o co ci chodzi!- mruknąłem między kolejnymi kęsami.
-Dobra Choi dałbyś już spokój. Oboje wiemy, że nie chcesz się fochać. Do tego...było nam tak dobrze razem.
-Święte słowa. Było.- podniosłem się z krzesła i wytarłem usta serwetką- Żegnaj Haru.
-Nieee. Choi nie waż się tak mówić. Gnojku coś ty znowu wymyślił
-...
- Kooochaaam Cięę Choi- Haru krzyknął i załkał klękając na środku stołówki.Odwróciłem się i prychnąłem mówiąc:
-Nie kompromituj się dzieciaku.


                                                                                                       Nammi
                                                                                                 

*- cytat z filmu Szybcy i Wściekli, Tokio Drift
**- słowa mojego taty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz