czwartek, 2 lipca 2015

Szmaragdowe oczy 3

               Dzisiaj wrzucam 3 część Szmaragdowych, ponieważ w najbliższych dniach spotka mnie brak internetu, najgorsze zło. Tak przy okazji życzę wszystkim udanych wakacji :)
....................................................................................................
   ,,Szmaragdowe oczy III"
Wybiegłem ze szkoły i popędziłem co sił w nogach do mojego Dojo, najlepszego w całym Tokio miejsca nauki Aikido. Nie jestem Japończykiem, Haru też nie, ale tu mieszkamy. Od progu powitała mnie wiecznie uśmiechnięta kobieta częstująca sake. Jakim cudem nie odziedziczyłem po niej tego zmysłu gościnności. Dla mnie było wszystko jedno jak będzie czuł się mój gość. Wstąpiłem do szatni i wcisnąłem się w białe ubranko. Może i nie miałem czarnego pasa, ale broniłem się całkiem nieźle.

Wszedłem na matę i zacząłem się rozciągać czekając na Senseja. Chciałem oczyścić swoją duszę z negatywnych emocji. To co zamierzałem zrobić potrzebowało jeszcze duchowego wyciszenia. Wreszcie mężczyzna podszedł do mnie i przywitaliśmy się. Rozpoczęły się zajęcia. Czułem się wspaniale. Zwłaszcza gdy ból obezwładniał moje ciało, a duch wznosił się poza wyżyny niebieskie. Trening się zakończył. Utwierdzony w swoim postanowieniu, umyty, ubrany i uczesany po ćwiczeniach podszedłem do matki.
-Mamo...- zacząłem niepewnie– Czy… czy zawsze będziesz mnie kochać? Nie odrzucisz mnie za jakąś głupotę?- mówiłem nie owijając w bawełnę.
-Synku będę cię kochać zawsze, bez względu na to co się stanie.- kobieta uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno tak jakby przeczuwała, że to nasz ostatni uścisk.
-Kocham Cię mamo- wyszeptałem wprost w jej ucho płacząc głośno- Nie zapomnij jak bardzo Cię kocham.
-Idź już dziecko. Idź. Też bardzo Cię kocham synku.
Kobieta wypchnęła mnie z Dojo i zaczęła rozpaczliwie płakać. Nie odradzała mi nic, nie załamywała rąk nad tym, jakiego słabego ma syna. Przyjęła to na klatę jak prawdziwa głowa rodziny.
Wpadłem do domu i zająłem się pisaniem pożegnalnego listu.

,, Moi najbliżsi...
Chciałbym wam powiedzieć jak bardzo mi na was zależy. Niestety nie umiem wyrazić tego poprzez słowa. Kumuluję w sobie różne nieznane mi i nienazwane emocje. Czuję się całkiem pusty, a zarazem przepełniony po brzegi.

Mamo: Przepraszam za to, że nie byłem taki jak tata i to ty musiałaś się opiekować mną, a nie ja tobą. Chciałbym podziękować Ci za te 17 lat udręki ze mną, za nerwy trzymane na wodzy gdy coś przeskrobałem, za cierpliwość do mojej niesamodzielności i za tą niesamowitą miłość okazywaną mi codziennie. Kocham Cię mamo.
                                                                                    Przepraszam

Haru: Do Ciebie czuję to samo. Szaleję za tobą. Za twoimi pełnymi piaskowymi wargami, alabastrowymi policzkami, świdrującymi złotymi oczami. Za twoimi pomarańczowo- czarnymi włosami oraz twoją psychodeliczną naturą. Kocham Cię całego, ale zraniłeś mnie bardzo i chciałbym, żebyś to wiedział i pamiętał o tym przez wieczność.
                                                                Przepraszam za wszystko

Tato: Już niedługo się spotkamy... 
                                                  Ten, który rozpieprzył Wam życia."

Skończyłem pisać ten głupi list i zacząłem się zastanawiać gdzie go położyć. Był on schowany w niebieską kopertę. Odcień tego błękitu był zimny jak lód. Podobnie czuło się moje serce. Zobojętniałe i zmrożone wydarzeniami z ostatnich lat. Postanowiłem położyć pismo wśród kwiatów, które tak kochałem. Miejsce całkiem widoczne, ale nie wszyscy dojrzeliby kopertę. Otworzyłem zasuwę przy drzwiach i ruszyłem do łazienki w celu skończenia ze sobą. Coś mnie jednak tchnęło, odłożyłem żyletki tam skąd je wziąłem i nie zabiłem się. W zamian przebrałem się w jakieś ciemne dresy, w których nie ukrywajmy wyglądałem świetnie. Umyśliło mi się uczesać tak jak jeszcze nigdy skoro miał to być mój ostatni moment na świecie. Mianowicie, uplotłem sobie dwa warkoczyki. Kiedy spojrzałem na odbicie w pękniętym lustrze, zacząłem się śmiać. Wyglądałem jak 10 letnia dziewczynka. 

Wyszedłem z domu w całkiem dobrym humorze i zacząłem kierować się w świetle wczesnoletniego księżyca ku nieznanemu mi miejscu. Było już dobrze po północy, gdy dotarłem nad mostek zawieszony ponad niewielkim strumykiem. Myślałem, jak tu skoczyć, żeby bolało najmniej i śmierć nadeszła szybko. Pomimo szczerych chęci nie mogłem tego zrobić, gdyż akwen wodny był zbyt płytki i moja próba samobójcza mogłaby się najwyżej skończyć kalectwem. Postanowiłem poszukać innego miejsca. 

Odwróciłem się i zamarłem. Kilka centymetrów nad moją głową widniały dwa piękne punkciki. Oczy. Szmaragdowe oczy. Ich blond włosy właściciel był wyższy ode mnie i nieco silniejszy. Pod jego białą, przylegającą do ciała koszulką znajdował się umięśniony brzuszek, od którego nie mogłem oderwać wzroku. Zachwycałem się nim przez chwilę, po czym czyjś dotyk przywrócił mnie do świadomości.
-Wszystko okej? Wyglądasz co najmniej jakbyś zobaczył ducha- zażartował nieznajomy.
-Właśnie... Jestem Choi. Jeżeli natomiast ty egzystujesz jako wampir czy wilkołak to proszę: Zabij mnie! Jeśli nie to daj mi iść. Mam sprawę do załatwienia.- powiedziałem niezwykle śmiało i naturalnie, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż zazwyczaj nie byłem otwarty w stosunku do nieznajomych, Zresztą... do znajomych też nie.
-Taaak. Inu jestem, miło mi. Niestety nie jestem żadnym z wyżej wymienionych, także... wiesz. Przechodziłem tędy i stwierdziłem że możesz być miłym kompanem do wędrówki po okolicach, to pewnie przez tą fryzurę. Pomyślałem...Ops. Ale ze mnie gaduła, a ty się gdzieś spieszysz. Przepraszam już cię przepuszczam.- piękna istota przestała mówić, odsunęła się kawałek i zachęciła gestem, abym szedł. Ja tylko pokręciłem przecząco głową i zadałem kolejne bezsensowne pytanie.
-Przypominasz mi kogoś, czy tylko mi się wydaje?
-Nie pamiętam abyśmy się już wcześniej spotkali- młodzieniec wyszczerzył się, a ja kontynuowałem swój głupi wywiad. Jakimś cudem mój mózg stwierdził, że ta nowa znajomość może być niezwykle intrygująca i zrezygnował z pośpiechu na tamten świat.
-Chcesz mi powiedzieć o czym pomyślałeś? Widzisz...ja przemyślałem wszyściutko dokładniej i jednak nie spieszy mi się aż tak bardzo jak uważałem uprzednio- uśmiechnąłem się do nowego kolegi naprawdę szczerze i ciepło. Ten gest nie towarzyszył mi od dłuższego czasu i dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo krzywdziłem swoich najbliższych będąc w tej agonii.
Inu podszedł do mostu i oparł się o barierkę patrząc na nurt wody. Uśmiechnął się bardzo promiennie i szeroko. Jego złote włosy zabłyszczały w świetle księżyca, a piękne szmaragdy spojrzały na mnie.
-Tak. Możesz wiedzieć o czym myślałem.- powiedział odrobinę nieobecny.- Mam wielką nadzieję, że dasz się zaprosić na spacer po okolicy.
- Yyy...
-Gubię się w topografii tego miejsca i nie mam zielonego pojęcia gdzie co się znajduje- Inu kontynuował.
-Jasne możesz na mnie liczyć, ale nie uważasz, że środek nocy to trochę nieodpowiednia pora jak na zwiedzanie?
-Nie.- odparł bez zastanowienia- tam skąd pochodzę jest właśnie 6 po południu...także nie widzę problemu.
Inu odwrócił się i zaczął defilować po mostku. Momentalnie zawrócił i wziął zdezorientowanego mnie pod rękę mówiąc:
-Pozwoli pan, że najpierw skierujemy się w tę stronę.- lekko zmieszany i z zaburzoną równowagą runąłem na chłopaka. Inu upadł na ziemię, a ja osunąłem się na jego piękne ciałko. Leżałem na nim chłonąc niesamowite ciepło bijące z jego ciała. Ocknąłem się z letargu gdy Inu lekko zepchnął mnie ze swojego ciała.
-Zapowiada się ciekawa noc- zażartował- często miewasz takie pauzy? Buldożerem bym cię nie doprowadził do porządku.
-Oj nie dramatyzuj tak. To przypadek...
-Widzę w ciągu niecałych 30 minut zdarzyło Ci się dwa razy.- nowy znajomy zaczął się śmiać, a ja spurpurowiałem wstając i otrzepując spodnie.
-To jak, idziemy?- zapytał już całkiem spokojny Inu. Kiwnąłem głową i ruszyłem za chłopakiem, który zbliżył się i wziął mnie za rękę. Spojrzałem na niego urażony.
-No co? Nie patrz się tak- zrobił smutną minkę- nie chcę, żebyś mi się zgubił.
-Ej ale to ty się mógłbyś zgubić, a nie ja!
-Nom, a co to zmienia?- burknął młodzieniec i zaczęliśmy się śmiać.

Wędrowaliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Dowiedziałem się, że Inu ma niedługo 20 urodziny, że czasem pogrywa na harfie, pianinie, flecie, gitarze i perkusji oraz pisze teksty, układa choreografie i śpiewa. Chodzący ideał, a do tego ten jego brzuszek... Ja nigdy nie będę choć w części taki jak on... Zajączek szaraczek byłby ode mnie zapewne ciekawszy. Zbliżała się 3:30 gdy się pożegnaliśmy. Słońce jeszcze nie wstało kiedy wskoczyłem pod cieplutką kołdrę pełen nowych chęci do życia. Mam tylko nadzieję, że się znowu nie zakochałem...
                             
                                                                                                                               Nammi

2 komentarze:

  1. No nawet ciekawe ale trochę szkoda ze choi nie popełnił samobójstwa albo chociaż nie próbował
    nati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha chciałabyś żeby się to wszystko tak szybko skończyło? :) Na koniec jeszcze nadejdzie czas *.*

      Usuń