wtorek, 11 sierpnia 2015

Szmaragdowe oczy 6

Zastanawiałam się czy mimo tak niskiej ilości odczytań ostatniego posta jest sens wstawiania kolejnego. Po dłuższych rozmyślaniach doszłam do wniosku iż warto zobaczyć czy ktokolwiek przeczyta kolejną część. Także... temu kto zamierza czytać, życzę miłej lekturki :D
.......................................................................................................

,,Szmaragdowe oczy VI"

                                     ~Persrektywa Haru~

Nie dane mi było odpocząć dłuższej chwili, bowiem ktoś zapukał do drzwi toalety. 
-Haru?-dało się słyszeć przez drewno. 
-Co? 
-To ja Raito. Mogę wejść? 
-Właź.
-Słuchaj! - zaczął rozmowę dziwny japończyk.- Masz jakiś problem? Może chcesz pogadać? Suki powiedziała mi że twój były ostatnio znalazł sobie innego. Wiesz... możesz mi, jak to mówią ,,wypłakać się w mankiet''. 
-Chyba cię pogżało koleżko. Znamy się od jakiś 5 czy 10 minut, a ja mam ci się zwierzać. Co to, to nie. Wykluczone! 
-Dobra, jak chcesz.-uniósł ręce w geście poddania - Idziemy na dół? Chyba nie chcesz przegapić tego jak twojego chłopaczka obmacują łapska innego. Hę? 

Jak tylko usłyszałem te słowa do moich oczu napłynęły łzy. Jedna z nich samowolnie spłynęła po moim policzku. Za jej przykładem podążyła druga, trzecia, a może i czwarta. Już nie liczyłem. Było mi tak smutno, że nie zważałem na to co robię.-Widzisz, ja jednak wiedziałem że coś cię gryzie - mruknął mi do ucha Raito który niespodziewanie znalazł się niezwykle blisko mnie. Moje ręce same powędrowały na jego szyję. On objął mnie i lekko podniósł z podłogi, aby usadzić na swoich kolanach. Płakałem jeszcze przez chwilę po czym postanowiłem zejść na dół i stawić czoło temu co mnie tam czeka.

Raito pomógł mi zejść po schodach, bo cały czas się trząsłem nie wiedząc co tam zobaczę. Japończyk zaprowadził mnie do chłopaków i stanął niedaleko, jakby w pogotowiu. Choi cały czas siedział na kolanach Inu. Tym razem to on bawił się ciałem partnera. Już nie mogłem na to patrzeć, więc wychrypiałem tuż za plecami Choiego. 
-Mam tylko jedno pytanie. Ile to już trwa? 

Choi odwrócił się niespiesznie, a przez jego twarz przeszedł cień zmartwienia. Gdy już na mnie spojrzał uśmiechnął się kpiąco i powiedział nie zmazując z twarzy tego perfidnego uśmiechu. 
-Chodzi ci o mnie i Inu. Tak? To... trwa... wiesz... Pamiętasz Kocuurku? Bo ja zgubiłem już rachubę - zwrócił się do Inu.- W każdym razie Haru, jestem szczęśliwy z Inu juz od dłuższego czasu. 

Moim ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne drgawki. Gdyby nie ramiona Raito już dawno rzucałbym się po podłodze. Chłopak przeniósł mnie do kuchni, gdzie podał szklankę zimnej wody z lodem. 
-Lepiej? -zapytał, gdy już się odrobinę uspokoiłem. 
-Trochę... 
-Wiem, że jesteś gościem, ale... może chciałbyś mi pomóc z przekąskami? Suki gdzieś mi zniknęła. 
-Jasne. Wszystko będzie lepsze od patrzenia na jego ryj. 
-Hahaha. Dobra, to chodź do spiżarni. 

Raito okazał się wspaniałym kucharzem. W mgnieniu oka zrobił wyśmienite jedzenie. Ja tylko co chwilę przynosiłem mu nowe składniki. 
-Myślisz, że oni to pochłoną?-spytałem patrząc na rosnącą górę smakołyków. 
-No pewnie. W zaledwie godzinę poszły 3 wielkie miski ryżu z kurczakiem curry. Możesz zanieść to do salonu? Ja zaraz doniosę resztę. 
-Okej. 

Szybko zrobiłem co Raito mi kazał i wróciłem do kuchni. Chłopak już tam był i popijał dietetyczną colę. 
-Masz - podał mi puszkę -zasłużyłeś - dodał po chwili i uśmiechnął się onieśmielająco. 
-Dziękuję. Mmm pyszna. Co teraz mogę zrobić? 
-Jak chcesz, to pokażę ci ogród. Co ty na to? 
-Fajny pomysł. Chodźmy. 

Miejsce, do którego poszliśmy, urodą przewyższało nie jeden zamek królewski czy rezydencję. Wszędzie było czyściutko i nastrojowo. Pachniało różami i wiśnią. Gdzie bym się nie rozejrzał wisiały jakieś ozdobne rośliny. Raito prowadził dalej. Lewa strona ogrodu znajdowała się na niewielkim pagórku, skąd brał swe źródło uroczy strumyczek. Dalej w zacisznym sadzie pełnym wiśni znajdowała się zielona ławeczka, ku której prowadził chłopak. Całą drogę towarzyszył nam zapach róż choć nigdzie nie zauważyłem tych pięknych kwiatów. Posiedzieliśmy chwilę na zielonej ławce i gdy już mieliśmy wracać, drogę zagrodziła nam wysoka osoba od której bił mocny zapach róż. 

-Co tu robicie, tak sami? Hehehe.- zaśmiała się Suki, wychodząc zza wysokiej dziewczyny.- A tak zmieniając temat to, Haru. Czy mogłabym cię poprosić o przysługę? Choi trochę się schlał i rozwala mi chatę. Mógłbyś go zabrać do domu? 
-Jasne już pędzę. Raito, dziękuję za to, że pokazałeś mi ogród i za zaproszenie. Świetnie się bawiłem. Jeszcze raz dzięki.- Rzuciłem wstając z ławki i popędziłem do Choi'ego nie wiedząc dlaczego Suki nie poprosiła o to Inu. 
-Ciągle go kocha...- Odezwała się koleżanka blondynki. 
-Na to wygląda 

                                   ~Perspektywa Choi~ 

-Co? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? 
-Nic, jesteś w domu. Skoro się obudziłeś mogę już iść. Cześć- usłyszałem zachrypnięty, oschły głos, a zaraz po nim trzaśnięcie drzwi. 
-Haru? Ale co on by tu robił? Spojrzałem na zegarek na ręce. Była godzina 5 rano. Impreza u Suki pewnie się już skończyła. Ziewnąłem i zwinąłem się z powrotem w kulkę odpływając w objęcia morfeusza.Obudził mnie przeraźliwy dzwonek telefonu. Tak głośny, rockowy utwór nie jest sprzymierzeńcem poranków na kacu. 
-Halo...ooo- mruknąłem zaspany. 
-Choi? Żyjesz chłopie?- usłyszałem cichy głos w słuchawce 
-Tak, tak. K...kto mówi? 
-Jak to kto? Suki!- spojrzałem na ekran telefonu. Faktycznie właśnie ona dzwoniła. 
-Mhm 
-Słuchaj Choi bo jest taka sprawa, że ten... no...hmm...Haru i Inu umówili się na ustawkę w parku w okolicy twojego Dojo i pomyślałam, że dobrze by było gdybyś o tym wiedział... 
-Bardzo dobrze zrobiłaś. Już zaraz tam będę.- podniosłem się z łóżka, ale zaraz upadłem na nie z powrotem. 
-To nie będzie takie łatwe - pomyślałem i spróbowałem wstać. Tym razem się udało. Na chwiejnych nogach z bolącą głową i jej zawrotami poszedłem się ubrać.

Kreacja oczywiście adekwatna do przełomowego momentu w moim życiu. Prawdę mówiąc piłem już wcześniej alkohol, ale nigdy nie upiłem się, jak to mówią, w trzy dupy. Wyszedłem z domu i zacząłem nieudolnie biec. Dresy niebezpiecznie zsuwały się z moich bioder, co jeszcze bardziej utrudniało mi przeprawę. Wtem wpadłem na starszą panią. Kiedy chciałem przeprosić i zapytać czy wszystko w porządku, ona wrzasnęła mi nad uchem. 
-A gdzie kindersztuba chłopcze? 
-Ja prze...przepraszam- skłoniłem nisko głowę, co przyprawiło mnie o mdłości. Pomimo tego małego wypadku udało mi się dotrzeć na pagórek, z którego idealnie widać było Haru, Inu, Suki i Raito. Wokół skłóconych chłopców zeprała się spora grupka gapiów. Nic z tego nie rozumiałem, jednak postanowiłem wszystkiemu zapobiec. Lekko zsunąłem nogę ze szczytu pagórka, a zaraz za nią powłóczyłem drugą udając bieg. Nieudolnie wpadłem wprost na Haru, który beznamiętnie mnie przestawił mówiąc odsuń się. Pomimo że chłopak kazał trzymać się z daleka, podszedłem i kazałem im przestać i wracać do domów. 

-Nie. Ja to robię dla ciebie - Haru odwrócił się do mnie na moment, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. 
-Ja...Nic nie rozumiem...- mruknąłem 
-Ten bydlak... Cię zdradził Choi. Wtedy, kiedy ty byłeś nieprzytomny. 
- Haru wychrypiał nie odwracając wzroku od twarzy wykrzywionej w grymasie pogardy. Podszedłem do niego i szepnąłem mu kilka słów na ucho, po czym chłopak usunął się w tłum pytając troskliwie czy na pewno dam sobie radę. Tylko skinąłem głową i podszedłem bliżej złotowłosego. 
-Wiesz...-zacząłem- mógłbym z tobą porozmawiać, ale wolę zrobić to o czym marzę już od jakiegoś czasu.- powiedziałem i brutalnie go pocałowałem kopiąc mocno w brzuch. Gdy Inu zaczął się chwiać uderzyłem go zaciśniętą pięścią w szczękę. Ukucnąłem i ująłem jego twarz w dłonie. Strużka krwi płynąca z jego wargi wyraźnie mnie usatysfakcjonowała. Podnosząc się z ziemi puściłem jego głowę, która opadła na beton. 
-Nie chcę wiedzieć gdzie, z kim, kiedy i jak (tak naprawdę chce to wiedzieć i to bardzo) chcę...chcę tylko żebyś zniknął z mojego życia raz na zawsze.- rzuciłem w przestrzeń słowa skierowane do Inu leżącego na ziemi, odwróciłem się i wróciłem do domu.

                                                                                             Nammi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz