wtorek, 1 września 2015

Szmaragdowe Oczy 8

Dzień Dobry! Witam serdecznie, w ten jakże piękny dzień ;) Dziś 1 września, czyli dziesiąty dzień po dodaniu 7 części SO :D. A tak w ogóle, jak na ironię, u mnie wczoraj tj 31.08 było 40○C. Cieeeeeplutko ~.~. Ale dość mojego bezsensownego gadania, pewnie chcecie czytać (ma wielką nadzieje, że chcecie), ale zanim, to mam dla was niespodziankę (no powiedzmy)
Oto ona : okładka do SO :)
...........................................................................................................
                       ,,Szmaragdowe oczy VIII”


-To nowotwór mózgu.

-Co? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To na pewno pomyłka, a...albo 

jakiś żart. Nie, to...to niemożliwe. Jak? Dlaczego? Przecież on nic

złego nie zrobił! Dlaczego go karzesz? Dlaczego jesteś tak

niesprawiedliwy?

-Haru...- dotknąłem jego ramienia, aby zbliżył się i usłyszał mój

szept- Ktoś mi kiedyś powiedział, że Bóg nakłada największe

cierpienie i trud, na tych najsilniejszych. To...to jest dla mnie dar.

Dar od mojego ojca*. - po policzku spłynęła mi łza. Nie wiem, co

to była za łza... Biło od niej gorąco i była mokra, a gdy się 

uwolniła dała ogromną ulgę. Haru starł ją szybko prosząc abym się 

nie poddawał, po czym wybiegł płacząc. Zostawił mnie z lekarzem 

i cicho pochlipującą w kącie mamą.

-Jak ma pan na imię?

-Ymy, nazywam się Emir.

-Ma pan dzieci?

-Tak, mam córkę, która często do mnie przychodzi i pewnie będzie

chciała cię poznać, oraz syna. Jest w twoim wieku. Ma niebieskie 

włosy i kolczyk w nosie, Hehe

-Jak pan widzi ja też mam o kolczykowaną twarz. Pewnie ich pan 

mocno kocha... a żona? Ma pan żonę?

-Miałem, ale ona... odeszła. Zmarła na pewną zakaźną chorobę w 

Afryce. Była tam pielęgniarką.

-Współczuję Panu tej straty. Na prawdę... nie chciałem

-Nie szkodzi, będzie już 5 lat odkąd zginęła.

-Heh, to podobnie jak u mnie... z tym, że mój tata nie żyje od 

jakiegoś roku. Bardzo mi go brakuje.

-Rozumiem. Chciałbyś jeszcze czegoś, bo będę musiał iść 

przygotować salę do twojego badania.

-Nie chyba nie... ale będziemy mogli jeszcze porozmawiać?

-Jasne, że tak. Zaraz przyjdzie do ciebie Lucía i wszystkim się 

zajmie. To do zobaczenia.

                                               ***
-Hinami? Tak?

-Mhm- odpowiedziała dziewczyna

-Powiesz mi jak wyglądasz?...

-Yyy...trochę dziwne pytanie. Nie widzisz?

-Tak się składa, że nie...

-Och. Nie chciałam. Przepraszam Choi.

-Nie szkodzi. Twój tata dużo o tobie mi nie powiedział, a 

chciałbym wiedzieć jak wygląda osoba, z którą rozmawiam... 

dziwne, co?

-Nie wcale nie- zarzekała się- no dobrze! to... mam czarne włosy, 

czarne oczy, jasną skórę, małe uszy, długie palce... Mam na sobie 

białą sukienkę w niebieskie kwiaty, białe trampki i chyba tyle- 

skończyła i zaczęła mówić bardziej beztroskim tonem.

-A wzrost? Ile mierzysz?

-Heh...niewiele. Metr pięćdziesiąt pięć.

-No tak, a właściwie czemu zawdzięczam twoją wizytę?

-Lubię odwiedzać pacjentów taty, poza tym trochę mi się nudzi.

-Cześć!-usłyszeliśmy, niepewny, acz za dobrze znany mi głos. Do 

sali wszedł Inu.

-Hinami... mogłabyś nas zostawić samych na dziesięć minut? Nie 

więcej! Proszę...

-Hah, no dobrze. Ale tak dokładnie, dziesięć minut?-skinąłem 

głową



(Tekst może nie pasuje idealnie, ale melodia na pewno... nie praktykuję dodawania muzyki do tekstu ale w tym wypadku nie mogłam się powstrzymać)
                                              

                         Maître Gims - Longue vie

https://www.youtube.com/watch?v=xtFaaBrk3xk



-Więc...-zacząłem- chciałbym żebyś mi coś wyjaśnił

-Ttak?

-Po pierwsze dlaczego jesteś taki niepewny. Nie takiego Inu 

pamiętam.

-Tto dla tego, że się denerwuję...

-Hahah czym?- zapytałem z ironią

-No tą rozmową i twoim obecnym stanem. Jjesteś ślepy!

-Nie ślepy, jak już to niewidomy- warknąłem- Po drugie czemu 

jesteś w szpitalu tak długo?

-W pewnym sensie... jakby to ująć...no to przez ciebie i przy takiej 

świetnej okazji robią mi badania okresowe. Wszystko?

-Chciałbyś-prychnąłem- co się stało na tej przeklętej imprezie? 

Dobrze wiedziałeś o mojej przeszłości o tym jak na mnie wpłynie 

taka wiadomość. Co ty sobie myślałeś, a właściwie czy w ogóle o 

mnie pomyślałeś?

-...

-Heh, nie? No powiedz coś wreszcie!

-I tak już narobiłem wyjątkowo dużo złego. Nie dość, że wbiłem ci 

sztylet w serce...nie chcę go teraz jeszcze przekręcać.

-Och jaka piękna metafora...- prychnąłem-załącza ci się tryb 

dobrego człowieka? Mów, bo się wkurzę!-byłem już naprawdę zły.

-Ja nie chciałem żeby się to stało...

-No taaaak. Pewnie, przecież nikt nie planuje zdrady- wysyczałem 

przez zaciśnięte zęby.

-A...ale tto nie tak. Tto on zaczął...

-Więc jednak on. KTO?

-Rrr...

-Mów!!!-wrzasnąłem podrywając się z pozycji leżącej, ciągnąc za 

sobą wszystkie przewody, które dostarczały mi potrzebnych 

elementów. Opadłem ciężko z powrotem na posłanie i w tym 

momencie otworzyły się drzwi do sali. Do środka wpadło kilka 

osób i poprosiło Inu o wyjście. Słyszałem wśród tych głosów 

doktora Emira, Lucíę i Hinami, która ze mną została. Dziewczyna 

usiadła na brzegu łóżka i nic nie mówiła. Nie odzywała się. Była. 

Dla mnie to wystarczyło. Znałem ją dopiero chwilkę, ale ta 

chwilka sprawiła, że czułem się przy niej naprawdę bezpiecznie. 

Odnalazłem jej dłoń i zacisnąłem na swojej. Trwaliśmy tak chwilę 

po czym dziewczyna się odezwała.

-Ty naprawdę jesteś g...gejem?

-Tak. Naprawdę.

-Och...-wypuściła powietrze po czym puściła moją dłoń i 

podniosła się z łóżka-ja...ja muszę się przejść- wyznała.

-Idź, tylko proszę wróć chociażby po to aby się pożegnać – 

spuściłem głowę.

-Dobrze wró...-zawahała się -wróccę.



Po jakiejś godzinie, którą spędziłem na rozmyślaniu czemu tak 

bardzo zrobiło mi się przykro gdy potwierdziłem domysły Hinami. 

Ktoś wszedł do sali.

-Hinami?- podniosłem głowę z poduszki, aby lepiej słyszeć i być 

twarzą do rozmówcy.

-Nie, chociaż byłeś blisko.-odpowiedział mi doktor Emir, który 

właśnie przyszedł. Opuściłem głowę na poduszkę tracąc cały 

entuzjazm.- Mam dla ciebie parę informacji.

-Och świetnie. To kiedy będę widział?

-Słuchaj! Mamy już zaplanowane leczenie dla ciebie, więc słuchaj 

uważnie. Po pierwsze dostaniesz 5 cykli radioterapii, aby 

zmniejszyć twojego guza, jeżeli wystarczająco dobrze pójdzie 

możesz odzyskać wzrok. Po okresie dwóch miesięcy będziemy 

musieli cię poddać operacji i wyciąć tego złoczyńcę. Następnie 

czeka cię rehabilitacja ze względu na paraliż, który u ciebie 

wystąpił.

-A potem?

-A potem będziesz brykał jak nowo narodzony źrebaczek- zaśmiał 

się, a potem poklepał mnie po głowie.- Zobaczę czy Hinami 

wróciła już ze spaceru.



Doktor Emir wyszedł i zostawił mnie samego w sali. Nagle dotarło 

do mnie, że jestem chory. Uderzyło mnie to z tak wielką mocą i 

sprawiło, że łzy znowu nakreśliły tylko im znane kształty na mojej 

twarzy. Dotarło do mnie że mogę umrzeć. Heh, paradoksalne, bo 

jeszcze nie dawno właśnie tego chciałem. Z tego stanu wyratował 

mnie Inu i po części dzięki niemu znalazłem się w odpowiednim 

miejscu w odpowiedniej chwili. Przez te kilka tygodni zdarzyło się 

o wiele więcej niż w ciągu całego mojego życia. Znalazłem 

chłopaka i go straciłem, znalazłem przyjaciółkę, straciłem miłość 

mojego życia oraz szansę na nową, dobrą znajomość, okazało się 

że jestem chory i ocieram się o śmierć w dodatku nie widzę i nie 

mogę ruszyć połową ciała. Moje życie to bagno z którego nie 

mogę wyjść. Za bardzo się szamoczę, aby chciało mnie wypuścić. 

Muszę się mu poddać i nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie 

podejmować nieodpowiedzialnych i samolubnych decyzji. Czas 

pomyśleć o życiu jako o szansie. Ta choroba jest moim 

drogowskazem. Mogę żyć jak wcześniej lub obrać inną, słuszną 

ścieżkę która została dla mnie wytyczona. Koniec z użalaniem się 

nad sobą. Nadchodzi nowa era i nowe szanse. Muszę z tego 

skorzystać.




Ponownie otworzyły się drzwi do sali. Tym razem powoli i 

dyskretnie, tak, że gdyby nie skrzypnięcie zawiasów nie 

usłyszałbym tego manewru. Niepewne, lekkie kroki i zapach malin 

utwierdziły mnie w przekonaniu, że to Hinami. Tak, ta urocza 

dziewczyna pachniała malinami, najsłodszym owocem jaki 

znałem. Zdałem sobie sprawę, że płaczę, a Hinami nie może mnie 

zobaczyć w takim stanie. Odwróciłem głowę zaciągając się 

głęboko powietrzem, co ku mojemu nieszczęściu zabrzmiało jak 

szloch.

-Czemu płaczesz? Co się stało? Choi!-Podbiegła do mnie i wzięła 

w ramiona

-Dotarło do mnie, że jestem śmiertelnie chory. Ja umrę Hinami. 

Słyszysz? Umrę!

-Nie mów tak. Mój tata zrobi wszystko, żebyś żył. Nie pozwoli Ci 

umrzeć. Nie umrzesz Choi! Na pewno się to nie stanie.- objęła 

mnie mocniej a ja płakałem w jej ubranie. Łkałem, aż w końcu 

udało mi się zasnąć w ramionach Hinami. Mój Boże, co się 

właśnie stało?

                                                                                    Nammi
                                                                                                            

*-ojciec, może być zrozumiane dwojako, jako ojciec Choiego i jako

Ojciec czyli Bóg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz