Oto ona : okładka do SO :)
...........................................................................................................
,,Szmaragdowe oczy VIII”
-To
nowotwór
mózgu.
-Co? Nie, nie, nie i
jeszcze raz nie. To na pewno pomyłka, a...albo
jakiś żart. Nie,
to...to niemożliwe. Jak? Dlaczego? Przecież on nic
złego nie
zrobił! Dlaczego go karzesz? Dlaczego jesteś tak
niesprawiedliwy?
-Haru...- dotknąłem
jego ramienia, aby zbliżył się i usłyszał mój
szept- Ktoś mi
kiedyś powiedział, że Bóg nakłada największe
cierpienie i trud,
na tych najsilniejszych. To...to jest dla mnie dar.
Dar od mojego
ojca*. - po policzku spłynęła mi łza. Nie wiem, co
to była za łza... Biło od niej gorąco i była mokra, a gdy się
uwolniła dała ogromną ulgę. Haru starł ją szybko prosząc abym się
nie poddawał, po czym wybiegł płacząc. Zostawił mnie z lekarzem
i cicho pochlipującą w kącie mamą.
-Jak ma pan na imię?
-Ymy, nazywam się
Emir.
-Ma pan dzieci?
-Tak, mam córkę,
która często do mnie przychodzi i pewnie będzie
chciała cię
poznać, oraz syna. Jest w twoim wieku. Ma niebieskie
włosy i
kolczyk w nosie, Hehe
-Jak pan widzi ja
też mam o kolczykowaną twarz. Pewnie ich pan
mocno kocha... a żona?
Ma pan żonę?
-Miałem, ale ona...
odeszła. Zmarła na pewną zakaźną chorobę w
Afryce. Była tam
pielęgniarką.
-Współczuję Panu
tej straty. Na prawdę... nie chciałem
-Nie szkodzi, będzie
już 5 lat odkąd zginęła.
-Heh, to podobnie
jak u mnie... z tym, że mój tata nie żyje od
jakiegoś roku.
Bardzo mi go brakuje.
-Rozumiem. Chciałbyś
jeszcze czegoś, bo będę musiał iść
przygotować salę do
twojego badania.
-Nie chyba nie...
ale będziemy mogli jeszcze porozmawiać?
-Jasne,
że tak. Zaraz przyjdzie do ciebie Lucía
i wszystkim się
zajmie. To do zobaczenia.
***
-Hinami? Tak?
-Mhm- odpowiedziała
dziewczyna
-Powiesz mi jak
wyglądasz?...
-Yyy...trochę
dziwne pytanie. Nie widzisz?
-Tak się składa,
że nie...
-Och. Nie chciałam.
Przepraszam Choi.
-Nie szkodzi. Twój
tata dużo o tobie mi nie powiedział, a
chciałbym wiedzieć jak
wygląda osoba, z którą rozmawiam...
dziwne, co?
-Nie wcale nie-
zarzekała się- no dobrze! to... mam czarne włosy,
czarne oczy,
jasną skórę, małe uszy, długie palce... Mam na sobie
białą
sukienkę w niebieskie kwiaty, białe trampki i chyba tyle-
skończyła
i zaczęła mówić bardziej beztroskim tonem.
-A wzrost? Ile
mierzysz?
-Heh...niewiele.
Metr pięćdziesiąt pięć.
-No tak, a właściwie
czemu zawdzięczam twoją wizytę?
-Lubię odwiedzać
pacjentów taty, poza tym trochę mi się nudzi.
-Cześć!-usłyszeliśmy,
niepewny, acz za dobrze znany mi głos. Do
sali wszedł Inu.
-Hinami... mogłabyś
nas zostawić samych na dziesięć minut? Nie
więcej! Proszę...
-Hah, no dobrze. Ale
tak dokładnie, dziesięć minut?-skinąłem
głową
(Tekst może nie pasuje idealnie, ale melodia na pewno... nie praktykuję dodawania muzyki do tekstu ale w tym wypadku nie mogłam się powstrzymać)
Maître Gims - Longue vie
-Więc...-zacząłem-
chciałbym żebyś mi coś wyjaśnił
-Ttak?
-Po
pierwsze dlaczego jesteś taki niepewny. Nie takiego Inu
pamiętam.
-Tto
dla tego, że się denerwuję...
-Hahah
czym?- zapytałem z ironią
-No
tą rozmową i twoim obecnym stanem. Jjesteś ślepy!
-Nie
ślepy, jak już to niewidomy- warknąłem- Po drugie czemu
jesteś w
szpitalu tak długo?
-W
pewnym sensie... jakby to ująć...no to przez ciebie i przy takiej
świetnej okazji robią mi badania okresowe. Wszystko?
-Chciałbyś-prychnąłem-
co się stało na tej przeklętej imprezie?
Dobrze wiedziałeś o
mojej przeszłości o tym jak na mnie wpłynie
taka wiadomość. Co
ty sobie myślałeś, a właściwie czy w ogóle o
mnie pomyślałeś?
-...
-Heh,
nie? No powiedz coś wreszcie!
-I
tak już narobiłem wyjątkowo dużo złego. Nie dość, że wbiłem
ci
sztylet w serce...nie chcę go teraz jeszcze przekręcać.
-Och
jaka piękna metafora...- prychnąłem-załącza ci się tryb
dobrego
człowieka? Mów, bo się wkurzę!-byłem już naprawdę zły.
-Ja
nie chciałem żeby się to stało...
-No
taaaak. Pewnie, przecież nikt nie planuje zdrady- wysyczałem
przez
zaciśnięte zęby.
-A...ale
tto nie tak. Tto on zaczął...
-Więc
jednak on. KTO?
-Rrr...
-Mów!!!-wrzasnąłem
podrywając się z pozycji leżącej, ciągnąc za
sobą wszystkie
przewody, które dostarczały mi potrzebnych
elementów. Opadłem
ciężko z powrotem na posłanie i w tym
momencie otworzyły się
drzwi do sali. Do środka wpadło kilka
osób i poprosiło Inu o
wyjście. Słyszałem wśród tych głosów
doktora Emira, Lucíę
i Hinami, która ze mną została. Dziewczyna
usiadła na brzegu
łóżka i nic nie mówiła. Nie odzywała się. Była.
Dla mnie to
wystarczyło. Znałem ją dopiero chwilkę, ale ta
chwilka sprawiła,
że czułem się przy niej naprawdę bezpiecznie.
Odnalazłem jej dłoń i zacisnąłem na swojej. Trwaliśmy tak chwilę
po czym dziewczyna się odezwała.
-Ty
naprawdę jesteś g...gejem?
-Tak.
Naprawdę.
-Och...-wypuściła
powietrze po czym puściła moją dłoń i
podniosła się z
łóżka-ja...ja muszę się przejść- wyznała.
-Idź,
tylko proszę wróć chociażby po to aby się pożegnać –
spuściłem głowę.
-Dobrze
wró...-zawahała się -wróccę.
Po
jakiejś godzinie, którą spędziłem na rozmyślaniu czemu tak
bardzo zrobiło mi się przykro gdy potwierdziłem domysły Hinami.
Ktoś wszedł do sali.
-Hinami?-
podniosłem głowę z poduszki, aby lepiej słyszeć i być
twarzą
do rozmówcy.
-Nie,
chociaż byłeś blisko.-odpowiedział mi doktor Emir, który
właśnie
przyszedł. Opuściłem głowę na poduszkę tracąc cały
entuzjazm.- Mam dla ciebie parę informacji.
-Och
świetnie. To kiedy będę widział?
-Słuchaj!
Mamy już zaplanowane leczenie dla ciebie, więc słuchaj
uważnie.
Po pierwsze dostaniesz 5 cykli radioterapii, aby
zmniejszyć twojego
guza, jeżeli wystarczająco dobrze pójdzie
możesz odzyskać wzrok.
Po okresie dwóch miesięcy będziemy
musieli cię poddać operacji i
wyciąć tego złoczyńcę. Następnie
czeka cię rehabilitacja ze
względu na paraliż, który u ciebie
wystąpił.
-A
potem?
-A
potem będziesz brykał jak nowo narodzony źrebaczek- zaśmiał
się,
a potem poklepał mnie po głowie.- Zobaczę czy Hinami
wróciła już
ze spaceru.
Doktor
Emir wyszedł i zostawił mnie samego w sali. Nagle dotarło
do mnie,
że jestem chory. Uderzyło mnie to z tak wielką mocą i
sprawiło,
że łzy znowu nakreśliły tylko im znane kształty na mojej
twarzy.
Dotarło do mnie że mogę umrzeć. Heh, paradoksalne, bo
jeszcze nie
dawno właśnie tego chciałem. Z tego stanu wyratował
mnie Inu i po
części dzięki niemu znalazłem się w odpowiednim
miejscu w
odpowiedniej chwili. Przez te kilka tygodni zdarzyło się
o wiele
więcej niż w ciągu całego mojego życia. Znalazłem
chłopaka i
go straciłem, znalazłem przyjaciółkę, straciłem miłość
mojego życia oraz szansę na nową, dobrą znajomość, okazało się
że jestem chory i ocieram się o śmierć w dodatku nie widzę i nie
mogę ruszyć połową ciała. Moje życie to bagno z którego nie
mogę wyjść. Za bardzo się szamoczę, aby chciało mnie wypuścić.
Muszę się mu poddać i nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie
podejmować nieodpowiedzialnych i samolubnych decyzji. Czas
pomyśleć
o życiu jako o szansie. Ta choroba jest moim
drogowskazem. Mogę żyć
jak wcześniej lub obrać inną, słuszną
ścieżkę która została
dla mnie wytyczona. Koniec z użalaniem się
nad sobą. Nadchodzi
nowa era i nowe szanse. Muszę z tego
skorzystać.
Ponownie
otworzyły się drzwi do sali. Tym razem powoli i
dyskretnie, tak, że
gdyby nie skrzypnięcie zawiasów nie
usłyszałbym tego manewru.
Niepewne, lekkie kroki i zapach malin
utwierdziły mnie w
przekonaniu, że to Hinami. Tak, ta urocza
dziewczyna pachniała
malinami, najsłodszym owocem jaki
znałem. Zdałem sobie sprawę, że
płaczę, a Hinami nie może mnie
zobaczyć w takim stanie.
Odwróciłem głowę zaciągając się
głęboko powietrzem, co ku
mojemu nieszczęściu zabrzmiało jak
szloch.
-Czemu
płaczesz? Co się stało? Choi!-Podbiegła do mnie i wzięła
w
ramiona
-Dotarło
do mnie, że jestem śmiertelnie chory. Ja umrę Hinami.
Słyszysz?
Umrę!
-Nie
mów tak. Mój tata zrobi wszystko, żebyś żył. Nie pozwoli Ci
umrzeć. Nie umrzesz Choi! Na pewno się to nie stanie.- objęła
mnie mocniej a ja płakałem w jej ubranie. Łkałem, aż w końcu
udało mi się zasnąć w ramionach Hinami. Mój Boże, co się
właśnie stało?
Nammi
*-ojciec, może być zrozumiane dwojako, jako ojciec Choiego i jako
Ojciec czyli Bóg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz